To był zwykły letni dzień, a właściwie zbliżał się jego koniec, bo wybiła godzina dziewiętnasta. Mimo to słupki termometrów nie schodziły poniżej 30 stopni.
Woody szedł chodnikiem popijając tymbarka. Pamiętał o zasadach mistrza, aby dobrze nawodnić organizm.
Wspominał ostatnie lata, kiedy to razem z innymi bohaterami przechodził szkolenie w murach zamku mistrza Olda. Każdy absolwent jego szkoły nosił miano „Małego wojownika”. Nie dlatego, że byli niskiego wzrostu, lub jeszcze innego powodu, którego nie ośmielę się tu wymienić. Każdy z nich był młody, z niemal zerowym doświadczeniem. Walczyli oni tylko między sobą, dla treningu. Prawdziwej walki jeszcze nie zaznali. Nie było okazji. Ale to miało się wkrótce zmienić, bowiem zostali wezwani na szkolenie z powodu nadchodzącego zła, przepowiedzianego przez nieomylną czarodziejkę Jan.
Z rozmyślań wyrwało go to, co właśnie działo się wokół niego. Szedł właśnie mało ruchliwą ulicą. W tej chwili nie było tu nikogo. Nikogo, oprócz trzech podejrzanych typów. Każdy z nich ubrany był według tej samej mody. Mieli na głowach czerwone bandany, białe T-shirt’y i jeansowe spodnie. Oprócz bandany, jeszcze jedna rzecz mocno przykuwała uwagę i świadczyła o przynależności do gangu. Żółte rękawiczki. Woody domyślał się, że miały na celu niezostawienie jakichkolwiek odcisków, aby policja nie mogła wpaść na ich trop po napaści.
Każdy z nich szedł z innej strony. Oczywistym było, że odcinają mu drogę ucieczki. Woody się ich nie obawiał. Wyglądem nie zdradzali wysokich umiejętności, a słyszał już o takich jak oni. Zbliżali się coraz bardziej. Jedyną niepokojącą rzeczą było to, że właśnie wyciągnęli noże.
- Piękny dzień na spacerek, co młody? – rzucił najbardziej krępy z nich. Wyglądał na ich przywódcę.
- Pewnie, że piękny, tylko nie rozumiem jak można gotować swój mózg w bandanie. Chyba, że się go nie ma...
- Uważaj żeby Twój nie spadł razem z tą pedalską fryzurką. Nie chłopaki? – Jego towarzysze jak na komendę zaczęli głupio rechotać. Widocznie uznali ten leciwy żart za wyjątkowo przedni. Mówiący pokraśniał z dumy.
- Ale koniec żartów. Wyskakuj z kasy i telefonu, albo zobaczysz jak głęboko potrafi wbić się ten nóż. – Zakręcił narzędziem w powietrzu z bardzo obleśnym uśmiechem. Na końcu wykonał pchnięcie, aby zademonstrować jak głęboko. Na Woodym nie zrobiło to żadnego wrażenia. To, co Bandit uważał za zręczną sztuczkę, dla Woodego było zwykłym machaniem nożem. Znał świetnego nożownika, Jacka. U niego właśnie robienie nożem było jak rzemiosło, a nie jak tania sztuczka.
- Haha! Pieniądze mówisz? – Odpowiedział beztrosko Woody - Mam resztę z tymbarka, jeśli chcesz. Miła pani przy kasie nie chciała mi być winna grosika. Telefon? Zgubiłem go 2 dni temu, a nie stać mnie na nowy.
- Taki z ciebie żartowniś? Zobaczymy jak będziesz gadał, jak rozoram ci tę buźkę moim nożem. Chłopaki, do roboty!
Ruszyli wszyscy trzej. Woody spokojnie czekał. Pozwolił znaleźć im się w jego zasięgu, a gdy byli wystarczająco blisko użył Turning Kick’a. To wystarczyło aby wytrącić nóż każdemu z nich. Woddy w tej chwili miał juz pewność, że nie są wymagającymi przeciwnikami. Byli nieco zszokowani utratą broni, ale nie zamierzali tak łatwo rezygnować. Ruszyli drugi raz, znowu jednocześnie. Woody teleportował się za tego krępego. Użył flip kick’a. Nie był jeszcze doświadczony. Nie wyglądało to na uderzenie czyste technicznie. Nie mniej wystarczyło, aby dryblas runął na swoich kompanów. Podnieśli się niemal od razu. Ktoś by powiedział, że zrobili to szybko. Ale nie Woody. Dla niego strasznie się ociągali. Do dryblasa przyskoczył, kiedy ten właśnie się podniósł. Napotkał wzrok Woodego. Za późno. Bohater podciął go i dryblas po raz drugi przywitał się z chodnikiem. Na dwóch pozostałych użył pocisków, charakterystycznych dla niego, dwóch, zwanych Energy Blast’em. Nie zdążyli się nawet zasłonić. Podcięcie nie wyłączyło z gry krępego. Podniósł się. Nie wiedział, że robi to po raz ostatni tego wieczoru. Woody nie zamierzał więcej używać Energii. Huknął go trzykrotnie pięścią, podbił Flip Kick’iem po czym zakończył akcję Dash’em. Tyle wystarczyło. Leżeli wszyscy trzej i nie zanosiło się na to, aby miał któryś z nich się podnieść.
Oddech młodzieńca był równy. To była krótka i łatwa walka, nie zdążył się nawet zmęczyć. Spojrzał na chodnik i żałował pobitego tymbarka, którego nie zdążył dopić. Poszedł dalej chodnikiem zapominając o tym, co zdarzyło się przed chwilą i znowu wrócił myślami do przeszłości.
Przejdź do forum:
Cookie Control - Little Fighter Polish Center wykorzystuje cookies do przechowywania informacji na twoim komputerze.
Kliknij przycisk Akceptuj Cookies, aby zaakceptować Cookies.