Little Fighter Polish Center - Forum dyskusyjne: Legenda LF2 - Wojna światów
Facebook
Youtube
 Zobacz temat
Little Fighter Polish Center » Artykuły » Opowiadania
 Drukuj temat
Legenda LF2 - Wojna światów
As098
Epizod 1 Wyprawa do zakazanej strefy część 1.
Mali wojownicy weszli do środka góry. Zaraz po tym mistyczne wrota się za nimi zamknęły. Wnętrze góry było spowite mrokiem znajdowało się wiele jaskiń i zewsząd dochodziły dziwne odgłosy.
- Od teraz nie ma już odwrotu, trzymajmy się razem niech nikt się nie oddala - rzekł Bat.
- Niech ci będzie - powiedział Davis.
Szli przed siebie wybierając jedną z jaskiń, tą którą wskazał Bat. Podróż trwała długo aż w końcu doszli do wielkiej kamiennej auli, pomieszczenie było wielkie, podpierane filarami. Zewsząd były namalowane hieroglify, bohaterowie podeszli bliżej aby się im przyjrzeć. Napis był bardzo stary, opisywał walkę tutejszych mieszkańców z potworami. Opisywał też że wszystko przepełnia cień, że musieli uciekać, lecz czy komuś się udało ?
- Straszne te hieroglify - rzekł Dennis.
- Chodźmy, znajdźmy jakieś ustronne miejsce jesteśmy stąd zbyt widoczni, zabrałem ze sobą zapasy powinno starczyć na kilka dni - powiedział Bat.
Szli dalej mijając kolejne korytarze, po jakimś czasie znaleźli wybrukowane w skałach mieszkania i udali się do jednego z nich. Bat wyjął ze swojego plecaka trochę suchego chleba, i dał każdemu groch w puszce.
- Dzięki za groch w puszce - powiedział Dennis.
- Jedzenie w puszce tak szybko się nie psuje dlatego większość to jedzenie w puszce - powiedział Bat.
- Dajcie mi jeszcze trochę suchego chleba - rzekł Woody.
Davis stał przed wejściem był zaniepokojony - co jeśli to nie był sen, jak się to wydarzy naprawdę. Po chwili dołączył do pozostałych i wspólnie zaczęli jeść. Po dłuższym czasie usłyszeli tajemnicze głosy, Woody miał złe przeczucia. Wszyscy wyszli za zewnątrz, pojawiły się kilka wielkich pająków, były czarne i potrafiły pluć kwasem. Mali wojownicy przygotowali się do walki, Davis pobiegł w stronę pająka kiedy ten plunął kwasem, przetoczył się pod nim i wykonał Dragon punch. Reszta pająków zaczęła pluć kwasem w stronę Woodego, ale on teleportował się i szybko zaatakował kopem z wyskoku. Bat użył laserowego wzroku i powalił kolejnego na ziemie, z czasem pająków przybywało coraz więcej, za każdego pokonanego przybywały dwa kolejne. Przeciwnicy było słabi ale nadrabiali to swoją liczebnością. Bat zdał sobie sprawę że sytuacja źle wygląda po czym rzekł:
- Musimy się wycofać w stronę mostu, tam ich liczebna przewaga nie będzie miała tak wielkiego znaczenia.
Bohaterowie biegli co sił w nogach, Davis obejrzał się za siebie, goniła ich cała chmara pająków była ich co najmniej setka. Gdy w końcu udało im się dotrzeć zobaczyli wiszący drewniany most a pod nim ogromna przepaść, aż nie było widać dna. Bez zastanowienia biegli przez most, mieli wrażenie że zaraz się pod nimi zerwie, Gdy dodarli do końca mostu, Bat wezwał nietoperze by szybko przecięły sznury. Pająki zaczęły biegnąć przez most. Davis i Dennis atakowali małymi kulkami by je spowolnić, ale na niewiele się to zdało. W ostatniej chwili nietoperze przecięły sznury a most się pod pająkami zerwał.
- Musimy iść dalej - rzekł Bat.
Wszyscy szli dalej przy końcu bramy zauważyli jakiś dziwny portal a przed nim jakiegoś strażnika. Był średniego wzrostu, dobrze zbudowany, widać było po nim że jest w podeszłym wieku. Nosił na sobie purpurową zbroje która posiadała jakąś dziwną magiczną moc. Siedział sobie na kamieniu i ostrzył nóż, gdy zauważył małych wojowników nie robiło to na nim żadnego wrażenia, jedynie uśmiechną się pod nosem.
- Ech kolejni żałośni podróżnicy którzy myślą że zdołają zdobyć szmaragd - rzekł starzec.
- Kim ty właściwie jesteś - powiedział Woody.
- heh - jestem Hawion strażnik portalu do królestwa wojowników. Tylko oni znają odpowiedź na pytanie gdzie jest szmaragd, lecz do tego królestwa mogą wejść jedynie prawdziwi wojownicy - powiedział starzec.
- Więc wystarczy że któryś z nas cię pokona - zadrwił Dennis.
- Dokładnie - w tej jaskini jest wystarczająco dużo miejsca do walki.
Dennis ruszył pierwszy kiedy podbiegł do przeciwnika próbował go uderzyć kopnięciami, ale dziadek blokował wszystkie ataki lewą ręką. Następnie uderzył Dennisa z dużą siłą tak że padł na ziemie. Dennis wstał i zaczął atakować samonaprowadzającymi kulkami, lecz to też się na nic nie zdało. W końcu się wkurzył i podbiegł do przeciwnika i zaatakował kopnięciem z wyskoku, ale Hawion zrobił unik i przywalił mu z półobrotu po czym Dennis padł na dobre.
- Kto następny - spytał Hawion.
Pobiegł Woody i zaczął atakować pięściami, przeciwnik sprawnie unikał ciosów po czym odpowiedział kopnięciem z wyskoku. Woodemu udało się z kontrować atak wykopką, po czym użył swoich blastów. Dziadek wstał otrząsnął się jakby nic się nie stało. Woody teleportował się za jego plecy i atakował pięściami, dziadek chwycił go za rękę i przerzucił przez bark. Woody natychmiast wstał i to był jego błąd, przeciwnik był już tuż przy nim i zaczął atakować pięściami, Woody chwycił go za ramiona żeby nie mógł go bić.
- Jesteś bardzo silny jak na takiego starca - stwierdził Woody.
Dziadek rzucił go na ziemie po czym zamachną się do ciosu, Woody się teleportował i użył tiger dasza. Przeciwnik leżał powalony, uśmiechną się pod nosem po czym wstał.
- Doceniam dobrą walkę - możecie przejść - lecz was ostrzegam tamtejsi mieszkańcy okażą wam szacunek tylko jak im pokażecie swoją siłę. Ja już jestem za stary na takie walki, dlatego większość swojego czasu spędzam przy portalu, ech - mam nadzieje że nie skończycie jak pozostali.
Młodzi wojownicy przeszli przez portal wszystkich ogarniało dziwne, uczucie nie wiedzieli co dokładnie się stało znaleźli się w innym miejscu. Wszyscy znaleźli się w wielkim podziemnym mieście, na suficie wisiał ogromny biały kryształ, który zapewniał oświetlenie, po środku miasta znajdowało się wielkie koloseum, wokoło niego stały liczne domy. Nagle zostali otoczeni przez Minotaury, każdy z nich był wysoki na ponad 2 metry i miał potężną posturę. Minotaury były jedynymi mieszkańcami tego miasta, mieli ogromną przewagę liczebną. Nagle jeden z nich wyszedł przed szereg i mówi:
- Jesteśmy mieszkańcami potężnego miasta wojowników - tylko silni mają prawo tu przebywać, jeśli chcecie przejść dalej musicie nam udowodnić swoją siłę.
- Żaden problem - który pierwszy ! - krzyknął Woody.
- Nie bądź taki pochopny odpowiedział - wasz test rozpocznie się za 24 godziny w wielkim koloseum - przed tym czasem zapewnimy wam żywność i dach nad głową.
- Ale naszym celem jest zdobycie szmaragdu kseonu a nie stanie się mieszkańcami miasta - powiedział Davis.
- To tym bardziej musicie przejść test, tylko nasz król Mahedonius może otworzyć portal do ostatecznej próby - odpowiedział.
Młodzi wojownicy zdali sobie sprawę że nie ma sensu się dalej spierać, Davis spoglądał w ziemię po czym rzekł:
- Dobrze weźmiemy udział w tym waszym teście, nie możemy przecież zawrócić.
Minotaury poprowadzili ich do wielkiego domu, który najwyraźniej był miejscem dla gości.
Weszli do środka ku ich zdziwieniu wnętrze pomieszczenia wyglądało luksusowo, mieli nietypowy zwyczaj traktowania gości. Davis rozglądał się po korytarzach, ściany były pomalowane na zielono, były różne posągi gladiatorów, a pod nogami miał brązowy dywan. Były 4 pokoje po jednym dla każdego, w tej chwili jeden z minotaurów go zawołał, zaprowadził go do jadalni gdzie byli pozostali jego przyjaciele. Zauważył że głównym daniem było pieczone mięso zmutowanego pająka.
- Chodź spróbuj tego mięsa, jest pyszne - powiedział Woody.
- Cieszcie się naszą gościnnością póki możecie niedługo nadejdzie wasz czas.
Davis usiadł do stołu i zaczął jeść, zastanawiał się z czym będą walczyć, ale póki co cieszył się że nie musi jeść suchego chleba, albo jakiegoś jedzenia z puszki. Po zjedzonym posiłku poszli na korytarz.
- Jak myślicie z iloma minotaurami będziemy walczyć? - spytał Dennis.
- Miejcie się na baczności, już tamten dziadek wydawał się dość silny,wole nie myśleć co nas czeka - powiedział Bat.
- straszny z ciebie pesymista - zadrwił Dennis.
Potem poszli do swoich pokoi i położyli się spać. Kiedy się obudzili znajdowali się w samym centrum koloseum, pewnie minotaury musiały ich jakoś magicznie uśpić. Wielkie betonowe ściany koloseum były niezwykle wysokie więc nie było mowy o ucieczce, ma trybunach rozległy się okrzyki minotaurów. Nagle pojawił się ich król, trzymał w ręku czarny klucz, był tym czego szukali, władca przemówił potężnym głosem:
- Oto czwórka śmiałków, która wystąpi w naszych igrzyskach, być może uda się zdobyć to czego chcą klucza do komnaty mroczego Kazandury - zwanego ponurym żniwiarzem śmierci. Niech rozpoczną się igrzyska.
Wielka brama otworzyła się, widać było sylwetki potężnych gladiatorów - czekała ich ciężka bitwa.
Edytowane przez As098 dnia 25-01-2016 14:10:33
 
Walsemore
Powiem to, co od zawsze powtarzałem - przed wrzuceniem przeczytaj to, co napisałeś.
doszli do wielkiej kamiennej auli, pomieszczenie było wielkie

Za coś takiego powinien być ban :P
I skupiaj się trochę na emocjach przeżywanych przez bohaterów, historia będzie dzięki temu bardziej żywa :)
 
http://www.lf2.pl
As098
Oczywiście tempo publikacji zależy od ilości komentarzy. :D
 
As098
Epizod 1 Wyprawa do zakazanej strefy, część 2
Mali wojownicy dostrzegli wychodzące zza bramy minotaury, wszystkie nosiły potężne zbroje i miały w rękach topory, tarcze, lub maczugi. Było ośmiu przeciwników, którzy rzucili się do ataku. Woody szybko się przed nich teleportował i zaatakował tiger daszem, Jeden z potężnych wrogów zablokował cios tarczą, a następnie odrzucił Woodego z wielką siłą.
- Musimy się rozdzielić razem te minotaury są zbyt silne - powiedział Bat
Rozdzielili się na każdego bohatera, przypadło dwóch przeciwników, Minotaur zamachną się na Davisa swoim potężnym toporem, lecz Davis się przeturlał i wykonał Dragon Punch, Drugi przeciwnik uderzył Davisa pięścią, Davis szybko się podniósł i zaatakował małymi kulkami na przeciwnikach nie robiło to żadnego wrażenia, szybko biegli w jego stronę i atakowali toporami, bohater sprawnie wykonywał uniki i odpowiedział DP. jeden z przeciwników został ogłuszony lecz drugi uderzył go maczugą, Davis ledwo był w stanie się podnieść. Dennis walczył z z minotaurem atakował go sprawnie swoimi nogami, po krótkim czasie odpowiedział odpowiedział szybkim uderzeniem. Dennis na szczęście zdążył wykonać unik. - Twardy z ciebie bydlak - zadrwił Dennis.
- Zwinny z ciebie knypek - odpowiedział Minotaur.
Dennis błyskawicznie atakował nogami, ale przeciwnikowi nie zadawało to większych obrażeń. Woody błyskawicznie się podniósł gdy zauważył pędzących na niego przeciwników. Kiedy wróg zamachną się na niego toporem szybko unikną ciosu i uderzył przeciwnika swoimi blastami. Minotaurowi opadł topór, więc Woody się pod nim przetoczył i chwycił go w ręce. Topór być dość ciężki ledwo był w stanie nim walczyć, w końcu go odrzucił i zaczął walczyć wręcz. Tymczasem Bat musiał użerać się aż z trzema przeciwnikami. Było to dla niego duże wyzwanie, starał się sprawnie wykonywać uniki, lecz nie udawało się i wciąż obrywał kolejnymi ciosami. Odskoczył i użył laserowego wzroku, ale nie trafił w cel, minotaury obalały go raz za razem. Nagle ogarnęło go dziwne uczucie - poczuł w sobie niesamowitą moc, podskoczył do góry unosił się kilka centymetrów nad ziemią, jego włosy jakby zaczęły płonąć czarnym ogniem, jego skóra lekko pociemniała a oczy zaczęły świecić na zielono. Minotaury rzuciły się na niego, ale on odpowiedział laserowym wzorkiem i powalił jednego z nich, pozostałych dwóch szybko powalił silnymi ciosami.
- Niesamowite - dlaczego nie użyłeś tej mocy wcześniej ? - spytał Davis.
- Nawet nie wiedziałem że tak potrawie - odpowiedział Bat.
Bat szybko zaczął powalać kolejnych przeciwników, aż w końcu zostali pokonani.
- Imponujące, ale to jeszcze nie koniec walki - powiedział król.
- Mam nadzieje że to już ostatnia - nie bawi mnie to - rzekł Bat.
- Stawicie czoło największemu mistrzowi naszego miasta - Egzekutorowi.
Zza trybunów słychać było okrzyki - Egzekutor. Mali wojownicy zobaczyli wielkiego na osiem metrów minotaura, nosił na sobie żelazną zbroję i był uzbrojony w potężną maczugę.
- To jakiś obłęd - powiedział Dennis.
Wielki minotaur stanął przed małymi wojownikami, przy nim wyglądali jak małe mrówki. W końcu zawył potężnym rykiem, ten ogromny potwór wzbudził by strach w nawet najodważniejszych wojownikach. Zamachną się swoją potężną maczugą wymierzył cios w bohaterów i uderzył w ziemie, było słychać huk silnego ciosu na całą arenę, na szczęście bohaterowie zdążyli tego uniknąć. Rozdzieli się i atakowali swoimi blastami, ale nie dało to żadnego efektu. Bat skupił w sobie całą energie, jego włosy zaczęły coraz bardziej płonąć, a oczy coraz mocniej świecić, wytworzył dużą kulę podobną do kuli Juliana i uderzył w nią potwora, minotaur się zachwiał, ale nie miał zamiaru się poddać. Skupił całą swoją uwagę na Bacie, wziął zamach i wymierzył kolejny potężny cios, Bat z trudem uniknął ataku, zdawał sobie sprawę że ten potwór jednym ciosem może zakończyć jego żywot.
- Musimy odwrócić uwagę tego potwora od Bata - zawołał Davis.
- Trzeba jakoś zniszczyć tę jego maczugę - zasugerował Woody.
Ruszyli czym prędzej w stronę potwora Woody czym prędzej teleportował się na jego rękę i zaczął atakować blastami. Minotaur począł ból gdy zauważył że na jego ręce znajduję się Woody, próbował go strącić, mały wojownik starał się wykonywać uniki, ale w końcu został strącony na ziemię. Ledwo udało mu się uniknąć przygniecenia stopą. Davis wspiął się na jego prawą nogę i kiedy był blisko wykonał Dp. Potwór upuścił maczugę z ręki. Bat zebrał w sobie mistyczną energię i wytworzył łuk i mistyczną strzałę po czy wymierzył w minotaura i trafił go w szyję, strzała była za słaba aby wyrządzić potworowi krzywdę, ale się wbiła potrzeba było jeszcze kilka dodatkowych ataków. Minotaur zawył ze wściekłości, użycie tego czaru osłabiło Bata był przez moment zamroczony. Potwór chwycił swoją maczugę i rzucił w Bata z ogromną siłą, bohater nie zdążył wykonać uniku. Nagle było słychać potężny grzmot uderzenia. Maczuga przygniotła bohatera o ścianę, w murze areny było widać wyraźne pęknięcia.
- Bat nieee - wołał Woody
- Nie mamy teraz na to czasu, musimy jak najszybciej pokonać tego potwora - odpowiedział Davis.
- Na szyi ma słaby punkt - stwierdził Dennis.
Potwór próbował zmiażdżyć małych wojowników, po prostu ich rozdeptując, ale nie mógł trafić. Davis chwycił się nóg Minotaura i próbował się na nie wspiąć, potwór próbował go strącić ale nie mógł go dosięgnąć. Davis się wspinał aż w końcu dodarł do szyi, i wymierzył Dp prosto w mistyczną strzałę, Potwór zaczął się chwiać i w końcu upadł na ziemię. Woody i Dennis pobiegli w stronę Bata pozostałe minotaury z trybunów także się zbiegli, wspólnymi siłami odsunęli maczugę.
- To niemożliwe jakim cudem on to przeżył ? - spytał Davis.
Bat leżał nieprzytomny, był już w swojej zwykłej formie, Król chciał wyznać wyrazy uznania, ale zdawał sobie sprawę że ważniejsze jest uleczenie rannego. Bat obudził się znajdował się w pokoju w łóżku szpitalnym, Pierwsze co zobaczył to twarze swoich przyjaciół.
- Uf a już się martwiłem że nam zemrzesz - powiedział Dennis.
- Ale mnie wszystko boli, udało wam się wygrać ? - spytał Bat.
- Tak, co ciekawe nie zabiliśmy tego potwora tylko zemdlał z powodu rany, jakie to dziwne - rzekł Davis.
Bat próbował wstać z łóżka, ale kiedy wstał na nogi ledwo był w stanie chodzić, W tej chwili do pokoju wszedł sam król minotaurów, był ubrany w niebieską królewską szatę i miał na sobie złotą koronę.
- Wyrazy uznania dla śmiałych wojowników, możecie dostać to czego oczekiwaliście - klucz do komnaty ponurego żniwiarza. Ostrzegam was to bardzo niebezpieczna wyprawa ca cena za przegraną może być być wyższa od życia.
- eee dzięki - powiedział Dennis.
Mali wojownicy zostali jeszcze kilka dni, czekali aż Bat wydobrzeje. Zdążyli się już zaprzyjaźnić z minotaurami, odkryli że poza ich gladiatorskim zwyczajem to przyjazne stworzenia. Najbardziej cenili sobie honor, dla nich wielką hańbą byłoby zostawienie swojego towarzysza na polu walki, zdziwiło ich też że nawet sam król musi być dobrze wytrenowany w boju. Davis trzymał w rękach klucz, miał złe przeczucia co do tego, ale nie mógł się już wycofać.
Mali wojownicy zebrali się wiedzieli że już pora wyruszyć, Davis wypowiedział te słowa:
- Zabierz nas do szmaragdu kseonu.
Klucz zaczął się obracał w powietrzu, coraz szybciej aż w końcu pojawiły się tajemnicze mistyczne drzwi, Davis odczuł chwilę zawahania, po czym ruszył przez drzwi, pozostali ruszyli za nim. Teleportowali się, mali wojownicy znajdowali się w niezwykłym miejscu, zamiast nieba była niebieska chmura energii. Znajdowali się na kamiennej platformie unoszącej się w powietrzu, przed nimi było coś przypominające pałac, podeszli bliżej a znaleźli posąg ponurego żniwiarza, przypominał on faraona, miał na sobie czarną zbroję w prawej ręce trzymał kosę a w lewej szmaragd kseonu. Podchodzili ostrożnie, po jakimś czasie posąg ożył jego kosa zaczęła płonąć a on wypowiedział te słowa.
- Zapanuj nad Bólem.
Nagle nastał błysk potężnej mrocznej energii.
 
As098
Epizod 1 Wyprawa do zakazanej strefy, część 3
Mali wojownicy zostali prażeni mistyczną energią, nagle z mroku wyłoniły się ich mroczne sobowtóry, każdy rozdzielił się na swojego odpowiednika.
- O kurcze moja ciemna strona - rzekł Dennis.
- Jaki dziwny rodzaj magii - rzekł Woody.
Zaczęła się walka dwóch mrocznych Davisów, obydwoje zaczęli spamować kulkami, jednak mroczny sobowtór był silniejszy i jego kulki przebiły się. Davis został powalony, jego mroczny sobowtór złożył ręce i chciał go dobić, ale Davis zdążył wykonać unik, przeciwnik zaczął atakować pięściami, Davis ledwo był w stanie się przed tym bronić ciosy były bardzo silne. Tymczasem Woody walczył ze swoją własną kopią, cały czas próbował zadać mu kopa z wyskoku ale klon bezustannie się teleportował. Przeciwnik przystąpił do ataku teleportował się za jego plecy, i zaczął bić go pięściami. Woody czuł się zaskoczony i nie był w stanie blokować tych ataków, w końcu padł na ziemię. Po krótkiej chwili wstał zdawał sobie sprawę że sobowtór jest znacznie silniejszy od niego. Spróbował czegoś innego stanął w miejscu i czekał aż przeciwnik go zaatakuję, kiedy już wróg był blisko zaatakował wykopką to działało ale nie na długo. Sobowtór Woodego zaczął atakować blastami a Woody starał się ze wszystkich sił ich unikać.
- Jeśli czegoś zaraz nie wymyśle to ten potwór mnie wykończy - powiedział Woody.
Dennis użerał się ze swoją własną kopią, próbował zadać mu serie kopnięć ale nie mógł go trafić. Wróg odpowiedział mu szybkim ciosem, Dennis się zachwiał,przeciwnik wyczuł to i zaczął błyskawiczny atak, Dennis odskoczył a zaczął atakować kulkami, przeciwnik błyskawicznie podbiegł do niego i chwycił za fraki i powalił na ziemię. Bat walczył ze swoim własnym klonem była to wyrównana walka, atakowali i blokowali się niemal jednocześnie. Wpadł na pewien pomysł:
- Hej zamieńmy się swoimi przeciwnikami.
Wymiany przyniosła efekty, Davis walczył z sobowtórem Dennisa, kiedy przeciwnik go kopnął mógł wykonać Dp i powalić go na ziemię.
Davis z całą siłą atakował przeciwnika pięściami aż powalił swego wroga, ale nie przyniosło to rezultatów, sobowtóry były jakieś niezniszczalne.
- Dennis, Bat atakujemy razem - powiedział Woody.
Dennis zaczął atakować samonaprowadzające kulki Woody swymi blastami a bat nietoperzami. Wrogowie oberwali ale szybko się podnieśli to było dziwne byli jacyś niezniszczalni.
- Mam szmaragd a teraz uciekajmy stąd - powiedział Davis.
Bohaterowie zaczęli uciekać, skakali o unoszących się skałach, mroczne sobowtóry podążały za nimi kierowali się w stronę białych drzwi. Klony atakowały blastami starały się za wszelką cenę uniemożliwić im ucieczkę. Bohaterowie byli blisko celu aż w końcu dotarli na miejsce, ponownie się teleportowali. Znaleźli się w dziwnym miejscu z prawej strony był las a z lewej spalona ziemia, miejsce między nimi przedzielała niebieska bariera. Nagle pojawiła się pewna osoba ubrana była w niebiesko- czerwoną szatę i wyczuwać od niego było nietypową moc.
- Witajcie jestem Jin Jan strażnik szmaragdu - zazwyczaj mroczny żniwiarz niszczy przybyszów - ale wy zwróciliście moją uwagę.
- Coś ty za jeden, chcesz z nami walczyć - spytał Woody.
- Walczyliście już wystarczająco długo, przybyłem z wami porozmawiać - co was tutaj sprowadza ?
- Przybyliśmy po szmaragd kseonu, chcemy pokonać złego Juliana, zanim dojdzie do wojny.
- Wojna, to samo mówili wszyscy, i każdy uważał że jego sprawa jest słuszna, musicie zrozumieć że szmaragdy kseonu są czymś więcej niż źródłem wielkiej potęgi, to wielkie ryzyko możecie zakłócić równowagę, jeśli dwa szmaragdy wpadną w niepowołane ręce może wydarzyć się coś strasznego.
- Teraz i tak nie ma równowagi, Julian wyruszy ze swoją armią, będzie podbijał i niszczył każdego kto mu się sprzeciwi.
- Myślę że wasz powód jest inny - prawda Bat, jak zgaduję to on was poprowadził na tę wyprawę, próbuje się wami posłużyć w swojej walce - zawsze on coś ukrywa, stara się naprawić to co było.
- Dziwna ta twoja mowa - rzekł Dennis.
- Być może, trudno mi podjąć decyzje co do was, ustalmy więc ta zadam wam jedną zagadkę jeśli odpowiecie prawidłowo wydostanę was stąd ze szmaragdem. Jeśli odpowiecie źle zostaniecie tu na zawsze.
- Nie możesz - rzekł Dennis.
- Mogę mam większą moc niż moglibyście przypuszczać oto pytanie:
Każdy mnie zna, a zarazem nie docenia.
Czasami pomagam, a jednak przeszkadzam.
Czasami jestem czymś dobrym, jednak każdy się mnie wstydzi.
Czym jestem?
- Eee musimy się naradzić - powiedział Dennis.
- Bardzo podchwytliwe pytanie, musimy rozważnie wybrać odpowiedź, to może być coś związanego z nami - rzekł Woody.
- Strach - powiedział Davis.
- Zgadza się znam wasz strach przed Julianem, i to że stracicie swych bliskich, własne życia - rzekł Jin Jan.
Jin Jan teleportował małych wojowników, dziwnie się czuli, nie wiedzieli ile czasu minęło. Davis trzymał w swoim ręku szmaragd, po chwili odezwał się Woody.
- Davis idziesz
Davis poszedł za nimi a jego oczy zaczęły dziwnie świecić i uśmiechną się mrocznie.
 
As098
Epizod 8 Projekt Altarona część 1
W świecie justinów Julian trenował, w formie Deatha, starał się opanować w pełni nowe moce. W szczególności trudność mu sprawiał potężny promień energii, bardzo wyczerpywał mu manę. W tej chwili zawołał go jeden z jego podwładnych justinów:
- Władco mam ważną wiadomość.
- Mam nadzieję że to coś ważnego - powiedział Julian.
- Po pierwsze znaleźliśmy jakąś w tajemniczy kryształ, po drugie Altaron chciał się z tobą zobaczyć w podziemnym więzieniu Karholum.
- Lepiej byłoby dla Altarona żeby to był coś ważnego - rzekł Julian.
Władca udał się w stronę więzienia Karholum, było ono wybudowane w całości pod ziemią, co uniemożliwia ucieczkę, a wnętrza pilnowała hordy justinów. Pilnowały one zamkniętych w kryształach bestii aby nie wydostały się na wolność, nie sposób było je kontrolować Nagle pojawił się Altaron trzymając w swoim ręku mistyczną włócznie przemówił:
- Lordzie Julianie, przybyłem cię poinformować o czymś niezwykłym, albowiem odnalazłem sposób na kontrolowanie bestii Zaxonu. Poprzez starożytne zaklęcie, które ku mojemu zdziwieniu znalazłem w swoim labolatorium, dzięki tym potworom będziesz miał dość siły by dokonać inwazji. Ale potrzebna jest mi ta dziewczyna zamknięta w krysztale tylko dzięki tej tajemniczej magii mogę ukończyć projekt.
- Dobrze masz moje pozwolenie, przyśle Firzena aby osobiście nadzorował twój projekt, ja razem z innymi justinami będę pilnował portalu, nie życzę sobie nieproszonych gości - powiedział Julian.
- Jak zwykle jesteś przezorny mój władco - rzekł Altaron.
Mali wojownicy byli w drodze do miasta Basincjang, Deep i Henry byli w ciężkim stanie, Louis zastanawiał się, co powie ojcu, jak przyjmie on jego porażkę. Nagle Henry przebudził się, nie był stanie się poruszać, wszystko go bolało, nagle przemówił cichym głosem:
- Co się stało, gdzie ja jestem ?
- Widzę że się obudziłeś mój przyjacielu - rzekł Rudolf.
- Cieszymy się że się przebudziłeś - powiedział John.
Louis zachowywał ciszę był strapiony, martwił się także co będzie z Deepem. Znaleźli się przed murami miasta były bardzo wysokie i potężne, karawanę zatrzymali dwaj wartownicy, Louis wyszedł z karawany, jego widok zdziwił strażników bowiem nie miał na sobie zbroi. Louis rzekł stanowczym głosem:
- Jestem Louis, rozkazuje wam otworzyć bramę, ludzie z tej karawany są moimi honorowymi gośćmi.
Wartownicy otworzyli bramę, karawana wjechała do środka, bohaterowie zobaczyli miasto, było widać pięknie wybudowane domy, mieszkańcy cechowali się zamożnością, po drodze zauważyli wiele sklepów. Szczególną uwagę przykuła akademia wojskowa dla rycerzy, uczyli się tam bowiem walki oraz posługiwania się mieczem. Bohaterowie wysiedli z karawany i podarli do samego pałacu, Louis po raz kolejny przekonywał strażników by przepuścili jego przyjaciół.
- Mamy dwóch rannych weźcie nosze i przetransportujcie ich do królewskiego lekarza - rozkazał Louis.
Wartownicy pospiesznie wykonali polecenie Louisa, Johna zachwycił widok pałacu był wielki, było na nim kilka wierz, a wszystkie miały okna i czerwony dach.
- Niesamowite - powiedział Rudolf.
Bohaterowie weszli do środka pałacu wewnątrz był równie piękny jak na zewnątrz, w pałacu było wiele strażników, sprzątaczek, a nawet znajdował się cesarski kucharz. Mijali kolejne korytarze aż w końcu dotarli do celu.
- To tutaj komnata cesarska - rzekł Louis.
- Wierze że dasz sobie rade - powiedział Rudolf.
Louis wszedł do komnaty cesarskiej, nie wiedział co powiedzieć, Kiedy ojciec go zobaczył zapytał:
- Jak udała cię się twoja wyprawa - spytał Cesarz.
- Udało się, ale ponieśliśmy poważne straty, zaatakował nas potwór zwany Julianem. Posiadał on potężną moc, i miał armie Justinów do pomocy - powiedział zmieszany Louis.
- Ech, mogłeś po prostu powiedzieć że poniosłeś porażkę - zawiodłem się na tobie - rzekł król.
- Ale o prawda! - krzyknął Louis.
- Normalnie bym cię za to ukarał, ale mam poważniejszy problem Jan zaginęła, musisz ją odnaleźć. Sam nie mogę tego pojąć pamiętam że miała jakąś dziwną książkę, potem przepadła bez śladu.
- Niemożliwe, twój pałac to najbezpieczniejsze miejsce na świecie!
- Możliwe, ale tutaj w grę zapewne wchodzą moce mistyczne których nie jesteśmy w stanie pojąć, ale jest ktoś kto to potrafi udaj się do tajemnej biblioteki w Sanhazium. Przykro mi synu ale dopóki nie wykonasz zadania nie mogę przydzielić ci pod dowództwo żadnych rycerzy.
- Ale
- Powinieneś mi podziękować przecież dałem ci szansę byś się zrehabilitował, twoja poprzednia wyprawa kosztowała życie tysiąca moich rycerzy, nie mogę sobie pozwolić na straty. Mówiono mi że poznałeś przyjaciół niech oni będą twoją eskortą. Louis opuścił komnatę cesarską. Tymczasem w królewskiej komnacie lekarskiej leżeli Deep i Henry, odpoczywali, znajdowali się w małym pokoju, z dwoma łóżkami na których leżeli, na zewnątrz stali strażnicy, nagle przed nimi pojawiła się pewna dziewczyna miała blond włosy i długą białą suknie, użyła swojej mistycznej mocy by ich uleczyć po czym rzekła:
- Szmaragd kseonu wpadł w złe ręce, ale odwróciłam zło które wyrządził, mogłam jedynie uleczyć ich dwóch, żałuje że nie mogę odebrać szmaragdu Julianowi, wszystko nadejdzie we właściwym czasie, jestem Elifia.
Deep i Henry poczuli się lepiej i wstali, byli ciekawi gdzie właściwie się znajdują i kim jest ta dziewczyna która im pomogła, postanowili wyjść z pokoju. Deep otworzył drzwi po czym wyszedł a zaraz za nim był Henry. Strażnicy byli zaskoczeni, po czym powiedzieli:
- Jeśli szukacie swoich towarzyszy znajdziecie ich w komnacie przy komnacie cesarskiej, zaraz was tam zaprowadzimy.
Deep i Henry, razem ze strażnikami udali się do komnaty cesarskiej, mijali kolejne korytarze i ciągle myśleli o tym co zaszło przed chwilą. W końcu dotarli do celu, na ich widok John krzykną:
- Jakim cudem możecie stać na nogach przed chwilą przecież ledwo mogliście się ruszyć.
- pojawiła się jakaś dziewczyna i nas wyleczyła - powiedział Deep.
- Eee yyy, nieważne grunt że wyzdrowieliście - rzekł Rudolf.
W tej chwili zza bramy wyszedł Louis, opadła mu szczęka ze zdziwienia, jak to możliwe że Deep i Henry wyzdrowieli. Po krótkiej chwili otrząsną się i rzekł:
- Rozmowa z ojcem, nie przebiegła tak źle jak się spodziewałem, ale dowiedziałem się czegoś niepokojącego, moja siostra zaginęła, proszę was moi przyjaciele abyście pomogli mi ją odnaleźć.
- Skoro prosisz - zadrwił John.
- Mam nadzieję że jak nam się uda to cesarz da nam nieco gotówki - powiedział Deep.
- My tu sobie gadamy, ale gdzie się podziali Davis, Woody, i Dennis ? - spytał Henry.
Nie było ich już tydzień czasu, ale teraz mieli ważniejsze sprawy na głowie. Mali wojownicy wyruszyli następnego dnia.
 
Walsemore
- Szmaragd kseonu wpadł w złe ręce, ale odwróciłam zło które wyrządził, mogłam jedynie uleczyć ich dwóch, żałuje że nie mogę odebrać szmaragdu Julianowi, wszystko nadejdzie we właściwym czasie, jestem Elifia.

Szczerze mówiąc... postaraj się choć trochę w tej powieści opisać coś ponad to, co jest - jakieś przeżycia, przemyślenia, a nie weszli tu i tam, zobaczyli to i tamto, spuścili wpierdol temu i tamtemu (bo przecież są postaciami pozytywnymi), zabrali to i tamto i wyszli. To ma być powieść, a nie jakieś streszczenie taniej, brazylijskiej telenoweli.
A co do zaznaczonego fragmentu - czy można sobie wyobrazić bardziej syntetyczne zdanie? Ja jakoś nie umiem...
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
As098
Epizod 8 Projekt Altarona część 2
Mali wojownicy ruszyli w podróż swoją karawaną, Louis w czasie podróży spoglądał na mapę którą dał mu ojciec. Według mapy do biblioteki zostało jeszcze kilkanaście mil, ale był pewien problem musieli ominąć obóz japońskich wojowników, bohaterowie nie znali liczebności japońskich wrogów, mogło być ich nawet kilka tysięcy, to było ponad ich możliwości. Do Louisa podszedł John przyglądał się mapie po czym powiedział:
- Widzę że coś cię martwi, jak zgaduje masz na myśli ten obóz.
- Zgadza się zastanawiam się co z tym zrobić, nie wiem jaka jest liczebność wroga. Jeśli ruszymy do bezpośredniego ataku, narazimy się na porwanie.
- Zostawcie to mnie jestem mistrzem sztuki zakradania się - wtrącił się Rudolf.
Louis zatrzymał karawanę, bohaterowie postanowili odbyć naradę, dość długo dyskutowali co zrobić, usłyszeli czyjeś kroki, pojawił się Firen.
- Siema wszystkim co tam u was ? - jak zgaduje martwicie się sposobem jak poradzić sobie z ominięciem obozu. Razem z frezem od tygodnia ich obserwujemy, nadal nie mamy swoich mocy, więc nie wiele możemy zdziałać. Powiem wam od razu ominięcie obozu nie wchodzi w grę sprawnie rozstawili posterunki że nie sposób się przedostać. Sugeruje użyć dywersji, musimy zaprowadzić zamieszanie w szeregach przeciwnika bo inaczej się nie przedostaniecie.
- Powinno się udać - rzekł Louis.
Mali wojownicy przystąpili do działania wyszli z karawany na zewnątrz stał Freeze z dwoma rumakami, które zgodnie z planem miały pomóc w ucieczce. Najpierw na zwiad poszedł Rudolf, gdy zbliżał się do wrogiego obozu użył niewidzialności aby nie zostać zauważonym. Uważnie się przyjrzał obóz miał kilkanaście namiotów, to była jedynie część wrogich sił. Nagle niewidzialność przestała działać Rudolf szybko padł na ziemię by nie zostać zauważonym, miał przy sobie brązową butelkę więc szybko ją wypił i ponownie użył zaklęcia niewidzialności starał się zachowywać jak najciszej, bo kiedyś niewidzialność przestanie działać. Natrafił na drugi obóz był on już znacznie większy mimo że był niewidzialny schował się za drzewem podsłuchał rozmowę dwóch strażników.
- Nasz dowódca Kai hin man się niecierpliwi, jest potrzebna dodatkowa dostawa wody, podczas, pożaru bylibyśmy bezbronni.
- Nie martw się dostawa będzie jutro a w pobliżu póki co nie ma żadnych wrogich oddziałów.
Rudolf uśmiechną się pod nosem to była cenna informacja, ostrożnie powrócił do swoich przyjaciół. Bohaterowie czekali na powrót Rudolfa, po jakimś czasie się zjawił.
- Masz jakieś ciekawe informacje - spytał Freeze.
- Tak są dwa obozy a pomiędzy nimi prowadzi wąska ścieżka, nie mają zbyt wiele wody na wypadek możliwości pożaru. Jak też zauważyłem jednostki wroga są dość rozproszone więc bez niewidzialności nie sposób się zakraść.
- Musimy odciąć drogę z pierwszego do drugiego obozu na szczęście mam kilkanaście pochodni - odpowiedział Firen.
Mali wojownicy wyruszyli zdali sobie sprawę że muszą walczyć z pierwszym obozem, a drugi być może uda im się sprytnie ominąć. Firen i Freeze postanowili ruszyć okrężnie by móc rozpalić pożar. Bohaterowie podeszli do pierwszego obozu Henry starannie wymierzył laserową strzałę w jednego z wrogich rycerz. Po trafieniu padł na ziemię.
- Alarm zaatakowali nas - krzyknął jeden z Samurajów.
Wrogowie zaczęli wychodzić z namiotów brali swoje łuki do rąk.
- niemożliwe ktoś poprzecinał cięciwy w naszych łukach.
- moja osobista robota - uśmiechną się Rudolf.
Wrogom nie pozostało nic innego jak walczyć wręcz, nacierali zmasowanym atakiem, John użył swojego dysku, a Henry wystrzelił ponownie swoją strzałę. Część wrogów padła, ale nacierali coraz zacieklej. Wrodzy samurajowie byli już blisko, w tej chwili przed bohaterami przebiegł Louis i zaatakował wrogów salwą odepchnięć. Udało mu się odepchnąć przeciwników, ale zaraz się podnieśli. Depp wybiegł przed szereg i razem z louisem zaczął walczyć wręcz. Z czasem jednak robiło się coraz trudniej, przeciwników wciąż przybywało, Louis razem z Deepem męczył się w walce, widać że japońscy wojownicy nie są tacy słabi w walce wręcz, Henry wyciągną swój flet i zaczął grać kilku wrogów uniosło się w powietrzu, pozostali odsunęli się co dało Louisowi i Deepowi chwilę wytchnienia, jednak kiedy Henry skończył grać zaraz wrogowie przybiegli, Louis całą swoją siłą biegł w stronę wroga, pozostali mali wojownicy razem z nim nie mieli bowiem zbyt wiele czasu. Tymczasem Firen i Frezze gnali na rumakach, firen rozpalał pochodnię i rzucał w drzewa, a one szybko się zapalały, jednak zupełnie nie pomyśleli o tym jak bohaterowie, mają się przedostać. Ale na to było już za późno nie było już odwrotu Pożar szybko się rozprzestrzeniał, powinno to skutecznie odciąć wsparcie z drugiego obozu, nagle przed nimi pojawiło się kilku łuczników. Freeze wziął do ręki miecz i czym prędzej zaatakował przeciwników. Na jego szczęście wrogowie nie trafili w niego, a on szybko powalił swoich wrogów. Firen kontynuował rzucanie pochodni, zauważył wrogie wojsko z drugiego obozu.
- Pożar ich spowolni ale nie zatrzyma, musimy pomóc naszym przyjaciołom - powiedział Firen.
Tymczasem bohaterowie kontynuowali walkę Deep był już wyczerpany i doznał obrażeń więc wycofał się a jego miejsce zajął Rudolf walczył on swoimi mieczami i pokonywał kolejnych przeciwników. Nagle pojawił się Japoński dowódca, po czym rzekł:
- Zadarliście nie z tymi wojownikami co trzeba, na szczęście mam przy sobie kilku łuczników.
Pojawienie się dowódcy jeszcze bardziej wzmocniło ataki rycerzy zaczeli nacierać tak agresywnie że Louis i Rudolf musieli się wycofać, bohaterowie cofali się do tyłu. mimo że pokonali już połowę wrogów nadal było ich za dużo. Wdy pojawili się Firen i Frzeze zeskoczyli z rumaków i zaatakowali japońskiego dowódcę z zaskoczenia, do leżącego przeciwnika Freze przyłożył miecz, po czym krzyknął:
- Stójcie albo będziecie sobie musieli poszukać nowego przywódcy.
- To wasza okazja udajcie się do celu my ich czymś zajmiemy.
Bohaterowie ruszyli, wiedzieli że to ich jedyna szansa a Firen i Freeze trzymali japońskiego dowódcę starali się grać na czas. Bohaterowie już omineli dwa obozy i została im jeszcze mila drogi. Odczuwali wyrzuty sumienia że zostawili tak Firen i freeza, ale było już za późno. Tymczasem Firen i Freeze znajdowali się w trudnej sytuacji, na szczęście mieli przy sobie rumaki, zaczęli do siebie szeptać:
- Dobra wsiadamy na rumaki, bierzemy ich wodza za zakładnika i czym prędzej wiejemy do miasta - powiedział Firen.
Bracia usiadli na rumaki i pognali przed siebie, ale zaraz ich wrogi dowódca spadł z rumaka, a wrogowie natychmiast zaczęli ich gonić. Tymczasem mali wojownicy zbliżali się do celu, w końcu odnaleźli bibliotekę, był to niewielki budynek, wyglądał na opuszczony, miał skromne drzwi i kilka zabrudzonych okien. Lecz nie było wątpliwości to było miejsce do którego prowadziła mapa. Louis ostrożnie zapukał do drzwi, nagle odezwał się głos.
- Wejdźcie.
Louis otworzył drzwi, ujrzał starca z siwą brodą, był łysy, miał małe okulary i białą szatę. Weszli do środka, znaleźli się w małym pokoju, nie przyglądając się szczegółom, zeszli za starcem krętymi schodami w dół. Znaleźli się w dość dużym pomieszczeniu, było tam kilka regałów ze książkami, starzec usiadł przy biurku po czy rzekł:
- Co was do mnie sprowadza drodzy goście.
- Chcemy odnaleźć Jan która zaginęła, cesarz kazał nam przybyć tutaj - powiedział Louis.
- Za sprawą tej księgi, jak zgaduje, wiem gdzie się znajduje w świecie Justinów. Wiem jak was tam teleportować i to w obie strony dam wam starożytny zwój o wielkiej magicznej mocy, to najcenniejszy przedmiot jaki posiadam, lecz martwi mnie inna rzecz.
Mali wojownicy poczuli się przerażeni, co będzie jak wpadną w ręce Juliana, mieli się wybrać zupełnie sami do wrogiego świata. Louisowi zawsze znajdowała się pewna myśl wszystko idzie łatwo, dopóki nie napotkają Juliana, a przez jego umysł przeszła myśl ostatniej walki z Julianem, wspomnienie tego przerażającego potwora już zawsze będzie się odbijać w jego duszy.
Deepowi na myśl kolejnego spotkania z Julianem aż zadygotały ręce, ostatnio o mało go nie zabił, a Johna zastanawiało czy to co robią ma jakiś sens, przecież są tylko grupką ludzi, nie odmienią losu swojego kraju, nie mówiąc o świecie. Zauważył że on i jego towarzysze coraz bardziej nawykli do wojny, widok poległych i zabitych przestaje robić na nich wrażenie po prostu walczyć, i iść dalej. Czy się nie zatracą ? czy nie będą podobni do Justinów, pozbawionymi sumienia stworami nastawionymi na zniszczenie ? Nie wiadomo też było czy mogą zaufać temu starcowi, ale postanowili zaryzykować.
- Zaraz że co, mamy się wybrać wprost do świata którym włada Julian - powiedział Henry.
- Posłuchajcie mnie Jan za pomocą mistycznej mocy księgi teleportowała się do świata Justinów. Ale wy nadal nie rozumiecie jest to niezwykle potężna księga - księga tysiąca bestii - jest mocą najczystszego zła i musi zostać zapieczętowana za wszelką cenę, jeśli wpadnie w ręce kogoś kto jest dostatecznie zły aby jej użyć może dojść do tragedii - rzekł z przerażeniem starzec.
- Ta kolejna zapowiedź katastrofy - powiedział Deep.
Deep nie okazywał uczuć miał w sobie wbity stereotyp że uczucia mają tylko słabi. Żeby przeżyć wojnę trzeba bić silnym zabić albo samemu zostać zabitym.
Starzec wziął w rękę zwój zaś małym wojownikom dał drugi, wytworzył wokół nich magiczne kręgi, miały dość nietypowy zygzakowaty kształt, Henry zastanawiał się w tym czasie dlaczego wrogowie go nie zaatakowali widać dał jakieś zaklęcia kamuflujące na swój dom. Starzec wypowiadał kolejne słowa zaklęcia a krąg wokół bohaterów zaczął się świecić na niebiesko i czerwono, mali wojownicy się teleportowali. Bohaterowie znaleźli się w świecie Justinów, widzieli czerwone niebo, spaloną ziemię, i odrobinę roślinności.
- Od teraz nie ma już odwrotu - rzekł Louis
 
Walsemore
Jest poprawa ;s
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
As098
Epizod 8 Projekt Altarona część 3
Mali wojownicy znajdowali się w świecie Justinów, ale skoro się tam wybrali to nie wrócą bez Jan, równie ważne było odnalezienie mistycznej księgi. Rudolf rozejrzał się czy w okolicy nie ma żadnych Justinów, nie obawiali się ich tyle, co jeśli pojawi się Julian.
- Możemy iść jest w miarę bezpiecznie - powiedział Rudolf.
- Zwój ma magiczną moc która może nas doprowadzić do celu - rzekł Louis.
Bohaterowie ruszyli przed siebie, czekała ich dość daleka droga, dziwne było to że w świecie Justinów nie było dnia ani nocy, niebo zawsze było tak samo czerwone. Nagle zauważył ich jeden z Justinów
Justin uciekał czym prędzej by powiadomić pozostałych ale Louis szybko go dogonił i powalił na ziemię a następnie zadał cios włócznią. Mali wojownicy nie mogli sobie pozwolić by ich rozpoznano.
Tymczasem w podziemnym więzieniu Altaron stał na kamiennej platformie i wypowiadał kolejne zaklęcia podszedł w stronę wielkiego kryształu, tam była zamknięta Jan, która trzymała w ręku dziwną księgę. W tej chwili pojawił się Firzen stał za Altaronem i mu się przypatrywał.
- Ta księga emanuje niezwykłą potęgą, jak tylko skończę projekt oddam ją Julianowi - rzekł Altaron.
- Heh Julian kazał osobiście mi cię pilnować, mam pewne przeczucie że ktoś będzie chciał nam przeszkodzić - powiedział Firzen.
- Nie mylisz się, za pomocą mojej mistycznej włóczni wyczułem anomalie, zapewne to mali wojownicy przybyli ocalić tę dziewczynę. Pozwólmy im wejść to miejsce stanie się ich grobem.
Firzen uśmiechną się złowieszczo.
Tymczasem mali wojownicy zmierzali do celu, nagle zostali otoczeni przez dziwne stworzenia podobne do wilków, jedyna różnica była taka że były czarne i miały kły.
- Widać że nie tylko z Justinami będziemy się męczyć - powiedział Deep.
Wilki ruszyły to ataku pierwszy ruszył w stronę Deepa, ale on zamachną się swoim mieczem i zgładził przeciwnika. Następny ruszył w stronę Louisa a on pokonał go włócznią, walka trwała krótko wilki były bardzo słabymi wrogami.
- Z ich skór możemy sobie zrobić kamuflaż, będziemy wyglądać trochę podobnie do Justinów - powiedział Louis.
- aż mnie ciarki przechodzą na myśl gdzie znajduje się Jan. - rzekł Henry.
Przez kilka następnych godzin mali wojownicy zdzierali skóry z wilków i robili z ich szaty.
Bohaterowie przygotowali dla siebie skóry, ku ich zdziwieniu byli całkiem podobni do Justinów. Wyszli przed siebie zauważyli idącą w stronę więzienia grupę Justinów, postanowili się do nich przyłączyć, kiedy Justiny ich zauważyli nie zwrócili na nich uwagi były głupie albo przynajmniej takich udawali. Bohaterowie zbliżali się w stronę więzienia, zauważyli trzymetrowy kamienny mur, Justiny po kolei wchodzili przez otwartą bramę. Bohaterowie nie zwlekali weszli przez bramę starannie zasłaniając twarz, bali się bowiem zdemaskowania. Spojrzeli na dół a zobaczyli jakby kilkunastometrowy krater był starannie wykopany, widoczne były pionowe ściany, liczne mosty, nagle jeden z Justinów odezwał się do nich:
- Ostrożnie upadek grozi śmiercią, zejdźcie po drabince sznurowej.
Mali wojownicy schodzili po kolei, szczególną trudność miał Henry ze względu na swój lęk wysokości, ale nie poddawał się i schodził. Kiedy pojawili się już na jednym z kilkunastu mostów ruszyli by szukać Jan.
- Nie rozdzielajmy się po później nie będziemy mogli się odnaleźć - szepną Louis.
Ruszyli, Johnowi biło serce ze strachu jak jeszcze nigdy w życiu, widzieli wielu Justinów maszerujących obok nich, Rudolf spojrzał w jeszcze w dół a zobaczył wielki kryształ pewnie tam musiała zostać uwięziona Jan. Udali się w stronę kolejnego mostu aż w końcu dotarli do celu. Louis spojrzał na wieli fioletowy kryształ:
- Jan tutaj jesteś - jak to możliwe - musimy rozbić ten kryształ - rzekł Louis.
- Ja to załatwię - powiedział Deep.
Deep zamachną się i jednym ciosem rozbił kryształ, Jan upadła wypuszczając ze swojej dłoni księgę.
- Dobra mamy już to co nam potrzeba a teraz wynośmy się stąd - powiedział Louis.
- A więc to wy jesteście tymi małymi wojownikami o których tyle słyszałem, pozwólcie że się przedstawie jestem Altaron. Zgodnie z moimi założeniami przybyliście na ratunek Jan - ale na próżno.
Bohaterowie obejrzeli się za siebie i zobaczyli Altarona, serce zaczęło im bić jak oszalałe ze strachu, a Altaron w tej chwili użył swojej magicznej włóczni i pozapalał mistyczne lampy co oświetliło więzienie, po czym rzekł:
- Mamy tutaj intruzów to mali wojownicy, musimy ich zgładzić, nie mogą stąd wyjść żywi.
Altaron wziął do ręki księgę, ale Henry użył laserowej strzały i wybił mu ją z ręki. Altaron użył swojej włóczni i stworzył kamienne schody po których szybko wbiegł na górę, wiedział że to tylko kwestia czasu kiedy będą martwi. Z obu stron mostu nadbiegały Justiny Bohaterowie byli w tarapatach, na ich szczęście most nieco osłabiał wielką przewagę liczebną Justinów. John zaczął wytwarzać tarcze, aby powstrzymać Justiny. Henry zaczął strzelać laserowymi strzałami, jednak na niewiele się to zdało, po jednej stronie mostu stał Louis a po drugiej Deep i Rudolf, pozostali stali w środku. Do Louisa przybiegły już justiny, a on szybko zaczął wymachiwać swoją włócznią. Próbował ich powstrzymać, ale jeden z justinów zadał mi silny cios, Louis poczuł ból ale się nie poddawał, walczył jeszcze zacieklej. W jego stronę podbiegł Henry i zaczął grać na sonecie a Louis atakował odepchnięciami, co dało nikły efekt.
Po drugiej stronie mostu, Deep atakował Justiny swym mieczem jego miecz zaczął świecić białym blaskiem, co dało mu wielką siłę. Rudolf walczył razem z nim, jednak justinów było zbyt wiele. W końcu zostali powaleni na ziemię.
- Niee Deep! - Rudolf! - krzyknął John.
- Czyżby to miał być koniec ? - spytał Henry.
Nagle ze szczytu więzienia pojawił się jakiś wojownik, miał brązową zbroję i dwa potężne srebrne miecze. Zeskoczył ze krawędzi w stronę małych wojowników i pojawił się na ich moście, podszedł do Jan i chwycił ją za głowę dotykając palcem jej czoła użył jakiegoś zaklęcia a ona się przebudziła. Jan błyskawicznie wstała na nogi i wzięła do ręki miecz który miała przy sobie.
- Kim ty jesteś? - spytał zdziwiony John.
- Ja jestem Santuron, przybyłem tu żeby was ocalić, od pewnej zguby.
- Ta to wiele wyjaśnia, widzę że też przy okazji uleczyłeś Jan - powiedział Henry.
- Co tu się właściwie dzieje, jakim cudem znaleźliśmy się w świecie Justinów? - spytała Jan. Mniejsza o to - odrzekła.
Jan z całą swoją szybkością biegła w stronę Justinów, i błyskawicznie zaatakowała je z wielką siłą, kilku z nich padło ale w jej stronę ruszały następne. Wzięła Deepa i Rudolfa i odrzuciła ich za plecy a John zaczął ich leczyć. Justiny nacierały, Jan z nimi walczyła ale cofała się, z pomocą przybył Santuron, zaatakował on swoimi mieczami i błyskawicznie odrzucił justiny miał on wielką siłę.
Widać muszę ingerować inaczej poniesiemy ciężkie straty - rzekł Altaron.
Altaron za pomocą swej włóczni zmienił most w wielką arenę tutaj przewaga liczebna Justinów nabrała znaczenia.
- O nie a już mi się wydawało że się wydostaniemy - rzekł Rudolf.
- Wydostaniecie heh - ludzkie złudzenia nie przestaną mnie zaskakiwać, niedługo pojawi się tu Julian a wtedy nie będziecie mieli szans. Po za tym bez tego zwoju nie możecie się teleportować, szkoda że nie mogę go użyć ani zniszczyć.
W tej chwili obok niego pojawił się Firzen, spojrzał na małych wojowników i rzekł:
- Wy mali wojownicy jesteście jak karaluchy, przeżyjecie praktycznie wszystko, ale to już koniec tym razem się nie wydostaniecie.
Firzen zaczął wytwarzać kule ognia i lodu, które leciały w stronę małych wojowników. John został zamrożony a Henry oberwał kulą ognia, Louis szybko podbiegł do Santurona a on szybko go podrzucił, Louis wylądował na tym samym moście co znajdowali się Firzen i Altaron. Firzen uśmiechną się złośliwie po czym rzekł:
- Naprawdę myślisz że jesteś w sanie mnie pokonać - zniszczę ciebie i twoich przyjaciół.
Louis ruszył błyskawicznie w stronę Firzena, a on użył złotego promienia, Louis odskoczył i zadał cios włócznią, ale władca żywiołów zablokował to lodową tarczą, następnie powalił przeciwnika silnym kopnięciem. Louis szybko wstał, ale wróg złożył ręce i wykonał wybuch. Eksplozja odrzuciła Louisa, cios był dla niego bardzo bolesny, ale nie miał zamiaru się poddawać. Louis się znowu podniósł i zaczął atakować odepchnięciami, ale Firzen robił uniki a następnie zaczął wytwarzać magiczne kulę. Louis pogrążył się w walce z Firzenem przez jego umysł przechodziła jedna myśl - wygrać za wszelką cenę, czuł w sobie ogromną adrenalinę i żądze walki. Louis biegł w stronę przeciwnika, jego schematem było skracanie dystansu, wiedział że nie ma szans w walce na zaklęcia, podbiegł do przeciwnika i zaczął z nim walczyć wręcz, miał przewagę dzięki swojej włóczni ale wiedział że jeśli zrobi choć jeden błąd, to wróg go zmasakruje. Tymczasem mali wojownicy zostali niemal całkowicie otoczeni przez justiny, Santuron w pojedynkę pokonywał całe hordy justinów, ale zaraz pojawiały się nowe. Jan pomyślała że jeśli ponownie otworzy księgę to być może się teleportują. Chwyciła księgę rękoma i zobaczyła na niej dziwny fioletowy symbol, nagle księgę zaczął otaczać mrok, odrzucił Jan po tym upadła na ziemię. Ku zdziwieniu wszystkich pojawiła się pewna dziewczyna miała na sobie ciemnozielony kaptur, była brunetką, miała białą karnacje i była ubrana na czarno. Sprawiała wrażenie osoby pozbawionej uczuć, po czym rzekła:
- Ta księga należy do mnie - jest dla mnie bardzo cenna. Ciemność was zaciera a znikąd pomocy.
- Kim ty jesteś? - spytała Jan.
Ale dziewczyna nie odpowiedziała tylko zniknęła ze swoją księgą. Nagle przebudził się głos pradawnych bestii, Altaron zdołał ukończyć swój projekt. Santuron wiedział że nie może zawieść, rzucił swoim mieczem i wybił Altaronowi zwój z ręki, który upadł na ziemię Firzen zauważył upadający zwój to na chwilę odwróciło jego uwagę w tym czasie Louis zaatakował go swoją włócznią, Firzen został powalony ale zaraz się podniósł, Louis zeskoczył z mostu po zwój.
- Łapcie zwój za wszelką cenę, nie mogą go dostać - krzyknął Altaron.
Santuron wiedział że to ich jedyna szansa, Czuł że wszystko zależy od tej jednej chwili jeśli zawiedzie wszyscy zginą, nie miał zamiaru zmarnować drugiej szansy którą otrzymał od Elifi. Podskoczył z całą swoją siłą, zdołał złapać zwój. Spadając na ziemię wpadł w tłum justinów. Santuron walczył z nimi zaciekle, razem na pomoc ruszyli mali wojownicy. Nagle zagrzmiał potężny głos, potężne bestie z więzienia zostały przebudzone. Altaron był zadowolony, jego projekt zakończył się sukcesem, po czym rzekł:
- Powstańcie potężne bestie - powstańcie i służcie Julianowi, teraz nic nas nie powstrzyma.
Nagle jedna z bestii wyskoczyła na dół, stanął tuż przed Johnem który z niedowierzaniem patrzył na potwora, był wielki na 4 metry, posiadał potężną posturę ciała miał wielkie pazury, a jego ramiona płonęły. John zaczął uciekać, a potwór gonił za nim, Mali wojownicy z trudem przebili się przez Justiny, Santuron zaczął wypowiadać zaklęcie. W chwili kiedy John do nich dobiegł wszyscy bohaterowie zostali teleportowani.
Po kilku godzinach, Louis przebudził się czuł się wyczerpany miał wrażenie że był pogrążony jakby we śnie, serce biło mu jak oszalałe a ręce dalej dygotały ze strachu, ale po chwili się uspokoił. Inni mali wojownicy leżeli plackiem nieprzytomni tę zaklęcie zużyło od wszystkich wiele energii. Tuż obok niego pojawili się Jan i Santuron.
- Udało nam się w ostatniej chwili - rzekł Santuron.
Louis czuł się szczęśliwy że udało mu się uratować Jan, ona też była szczęśliwa, ale jednak obaj wiedzieli że oni powrócą.
- Niestety nie udało nam się odzyskać księgi, ciekawe kim jest ta dziewczyna z księgą ? - spytał Louis
- Lepiej jest myśleć że szklanka jest do połowy pełna, pozostali niedługo się przebudzą - powiedział Santuron.
Tymczasem w świecie Justinów, Julian i Dark Knight pojawili się w podziemnym więzieniu był zniecierpliwiony wyniku eksperymentu Altarona, Julian podszedł do Altarona tuż obok niego znajdował się też Firzen.
- Byli tu mali wojownicy ?! znowu się teleportowali ?!
Julian był wściekły, Altaron także ale starał się go jakoś uspokoić Juliana, wiedział że pod wpływem wściekłości może stracić panowanie nad sobą a wtedy, czy coś mogło by go powstrzymać ?
- Mój projekt został zakończony sukcesem potężne bestie są już na twoje rozkazy.
Potwory krzyknęły jednocześnie:
- Julianie jesteśmy na twe rozkazy, żyjemy po to by ci służyć.
- Pozostaje się nam tylko dowiedzieć kim jest ta tajemnicza dziewczyna która zabrała księgę - powiedział Dark Knight.
Nagle pojawiła się chmura czarnego dymu, szybko zebrała się w całość i pojawiła przed mrocznymi wojownikami z nich powstała dziewczyna z księgą w prawej ręce i rzekła spokojnym głosem.
- Pozwólcie że sama się przedstawię - Jestem Mitwiriana.

Oto jeden z moich ulubionych rozdziałów:D
 
As098
Epizod 9 miasto Basinjang część 1
Tymczasem w świecie justinów, Julian, Firzen, Dark Knight i cała armia justinów spoglądali, na dziewczynę z księgą. Julian zastanawiał się czy nie byłaby cennym żołnierzem w jego armii w końcu w swoje szeregi zwerbował Firzena, co szczególnie go przekonało że najpierw warto pozwolić ludziom przyłączyć się do niego.
- Cóż Mitwiriano jak zakładam chcesz się dołączyć do mojej armii, ale czy masz jakieś mistyczne zdolności bojowe ? - spytał Julian.
Mitwirjanie zaczęły świecić oczy, po czym otworzyła swoją księgę, z której lekko unosił się czarny dym, księga zaczęła lekko świecić na przemian na czerwono i fioletowo.
- Czekałam aż o to zapytasz - jestem władczynią mistycznej księgi tysiąca potworów, posiada ona wiele historii o potężnych bestiach a ja mogę powołać je do życia odczytując na głos rozdział legendy.
- Chętnie zobaczę jak to działa - powiedział Julian.
Mitwirjana zaczęła czytać:
- Dawno temu istniał klan bezwzględnych zabójców, którzy siali postrach w Chinach nigdy nie było wiadomo skąd wyłoni się śmierć - Księga tysiąca potworów przywołaj zabójców na moje wezwanie.
Z księgi, zaczęły wyłaniać się niebieskie i czerwone promienie z który powstała grupa wojowników. Wyglądem byli podobni do Louisa, jednak ich skóra była ze twardych łusek. Wojownicy zwrócili się do Mitwirjany, jeden z nich podszedł i rzekł:
- Moja władczynio czekamy na twe rozkazy.
- Cóż trzeba wypróbować w boju tych twoich żołnierzyków - Firzen ruszaj do ataku - rozkazał Julian.
Firzen biegł w stronę przeciwników i zaczął wytwarzać kulę ognia i lodu. Jednak naprzeciw jemu wyskoczyło czterech zabójców. Zaczęli używać odepchnięć po powaliło Firzena na ziemię.
- Witaj wśród nas - rzekł Julian.
Mitwirjana podniosła księgę do góry wypowiedziała zaklęcie, a jej wojownicy z powrotem zmienili się w niebiesko czerwone promienie i wrócili do księgi.
- Cóż pora przygotować inwazję ale, najpierw musimy znaleźć jakiś przyczółek - przeprowadzenie tylu Justinów oraz Etherionów przez portal wymaga czasu, miasto tai hom vigale dobrze się do tego nadaje - rzekł Julian.
- Pozwól że poprowadzę inwazje - rzekł Firzen.
Julian zgodził się, Firzen razem z Mitwirianą mieli dokonać inwazji na miasto. Kiedy Firzen wydostał się z tego dziwnego więzienia obok niego zaczęły się zbierać Justiny.
- Julian rozkazał wykonać inwazję na miasto powiadomcie innych.
Justiny zaczęły się rozbiegać każdy w swoją stronę aż było dziwne że były tak dobrze zorganizowane. Tuż za jego plecami znajdowała się Mitwirjana, Firzen spojrzał na nią widział tak zwaną pokerową twarz, zastanawiał się także po co robi to wszystko atakuje przecież miasto w którym mieszkał, ale już podjął decyzje ludzie go odrzucili więc on postanowił postąpić z nimi tak samo. Mitwirana spojrzała na niego po czym rzekła:
- Wiem że miałeś trudne życie, przeczuwam to, ludzie i Justiny nie różnią się aż tak bardzo, ale w śród ludzi byłeś w niewłaściwym miejscu i czasie.
- Mam gdzieś co było - warknął Firzen.
- Jest jednak pewna różnica i to nie chodzi o wygląd - Zwana jest wdrukowaniem. To nie jest dziwne że nigdy Justiny nie toczą wojen ze sobą, i zawsze chcą skolonizować albo podbić świat ludzi ? Oni mają to wdrukowane, są jednością bo tak zostały stworzone ich umysły, istnieją jako żywa armia. Julian nawet sam nie zdaje sobie sprawy że jego żądza władzy na ludzkością jest kwestią tego że na to został stworzony, by siać zniszczenie. Niewiedza potrafi być skarbem.
- Dziwna ta twoja mowa - rzekł Firzen.
- Ale ten Julian jest nieco inny panuje nad swoją rządzą zniszczenia, to też wyjaśnia dlaczego przyjął nas w swoje szeregi, ma w sobie coś z człowieka. Ale to i tak niczego nie zmienia, musisz zrozumieć że magia ma wiele tajemnic wielu wydaje się że mają nad nią władze ale często w rzeczywistości jest na odwrót. Wszystko ma swój czas być może kiedyś dowiesz się o co naprawdę w tym chodzi, to co powiedziałam musisz zachować w tajemnicy.
- Aha, mogę to zrobić, od dawna nie miałem takiego mętliku w głowie, po za tym chętnie zobaczę co potrafi ta twoja książeczka - powiedział Firzen.
Firzen czuł się zmieszany nie tak sobie wyobrażał swoją pierwszą rozmowę z dziewczyną, mimo że miał 30 lat. Minęło kilka godzin postanowił się udać w stronę portalu, kiedy już dotarł na miejsce zobaczył całą armie Justinów, oraz Juliana stojącego przy portalu, użył szmaragdu kseonu by wzmocnić działanie portalu, przez portal mogło przejść maksymalnie sto osób. Pierwsi przeszli Firzen i Mitwirjana pozostali to byli etherjusy kiedy wyszli znajdowali się w tym starym opuszczonym zamku. Wyszli wszyscy na zewnątrz, Firzen zauważył że jest malutki w porównaniu z Etheriusami one były wysokie na około cztery metry. Na zewnątrz także było około czterystu Justinów, ludzie ch nie atakowali za bardzo obawiali się potęgi Juliana. Wojsko potrzebowało pożywienia to oczywiste że należało złupić miasto.
- Julian pojawi się tu następnego dnia by sprawdzić twoje postępy - powiedział do Firzena jeden z Justinów.
Firzen nie zwlekał tylko wezwał wojowników do ataku na miasto po krótkiej chwili wszyscy maszerowali w stronę miasta, podróż przebiegała bez najmniejszych przeszkód. W końcu dotarli na skraj miasta. Firzen kazał swoim wojownikom zatrzymać się.
- Pamiętajcie że naszym celem jest złupienie miasta a nie zniszczenie go i pozabijanie mieszkańców. - rzekł Firzen.
Potwory ruszyły przed siebie, na ich widok mieszkańcy zaczęli uciekać, nie stawiali oporu, nie mieli bowiem szans, Firzen spostrzegł tchórzliwość mieszkańców miasta - tym lepiej dla nich - myślał, ci którzy próbowali zabrać dobytek ze sobą ginęli, kto chciał uciec musiał oddać wszystko co miał, jednak nadal było ich zbyt mało, aby kontrolować miasto, justiny wchodziły do okolicznych domów i rabowali co się da. Firzen osobiście wszystko nadzorował, nieliczni stawiali opór ale szybko zostawali pokonani. Mitwirjana oddaliła się do lasu z daleka od wszystkich patrzyła czy nikt ją nie obserwuje po czym otworzyła księgę:
Wraz z wielką mocą idzie w parze wielkie przekleństwo, władający nią często się zatracają, pogrążają się w niej. Julian nawet nie zdaje sobie sprawy że robi to na co został stworzony, Firzen sądzi że ma władze, ale on daje tylko upust swym negatywnym emocjom, małych wojowników czeka najgorszy los, Santuron polegnie razem z nimi, a ja mam własną rolę do odegrania - Słowa zapisane w księdze tysiąca ciemności.
 
KINGAdijanko
Kiedy nowa część? :X
天道, Tendō
修羅道, Shuradō
人間道, Ningendō
畜生道, Chikushōdo
餓鬼道, Gakidō
地獄道, Jigokudō

"Jesteśmy Pain, jesteśmy Bogiem"
 
As098
Część 2
Mali wojownicy podnieśli się po teleportacji, ten czar był dla nich bardzo wyczerpujący. Zauważyli że Santuron, Louis, Jan stali już na nogach.
- Wracajmy już do miasta Basinjang - rzekł Louis.
Podróż mijała bohaterom bez żadnych przeszkód, Santuron zauważył że zwój magiczny całkowicie utracił swoją magiczną moc i nie będzie można go użyć ponownie, w rękach Santurona zwój stał się całkowicie czarny a potem się rozpadł. Dotarli do lasu, po jakimś czasie zaczął padać deszcz, Henremu wcale to nie przeszkadzało, szli dalej a nikt się nie odzywał ciągle myśleli o tej dziewczynie z księgą. Po kilku godzinach dotarli do miasta, strażnicy otworzyli im bramę. Mali wojownicy przeszli przez bramę, przechodni ludzie bardzo się zdziwili dlaczego syn i córka cesarza, maszerują piechotą. Bohaterowie szli spokojnie, te miasto było wyjątkowo bezpiecznym miejscem w końcu to miasto w którym mieszka sam cesarz.
- Wiecie co zastanawiam się jak wytłumaczę ojcu że ot tak znalazłam się w świecie justinów, a ja nawet nie spytałam jakie macie imiona.
- Ja jestem Henry, idący obok mnie czarodziej z różdżką to John, wojownik w niebieskiej szacie zwie się Rudolf, ten z mieczem to Deep.
- Aha, Santuron już mi się wcześniej przedstawił, chyba już wiecie że nazywam się Jan.
Dotarli do pałacu strażnicy otworzyli im drzwi, przechodzili przez kolejne komnaty aż w końcu dotarli do komnaty samego cesarza, Jan otworzyła wielkie drzwi i zobaczyła swoje ojca.
- Jan!!! ty żyjesz, nawet nie masz pojęcia jak się cieszę że cię widzę! - krzyknął cesarz.
- Też cieszę się że cie widzę tato - odrzekła.
- A przy okazji kim jest ten wasz nowy towarzysz ?
- Jestem Santuron, pomogłem naszym bohaterom w odnalezieniu Jan.
Cesarz przyjrzał się kamiennemu wojownikowi, ku swojemu zdziwieniu dostrzegł że nie ma on ludzkiego ciała, jest jakby żywym posągiem. Czuł się zmieszany z jednej strony cieszył się że jego syn i córka są cali i zdrowi. Gdyby Louis nie wrócił z wyprawy nigdy by sobie tego nie darował, dręczyło by go sumienie do końca życia, jednak z drugiej strony nigdy nie widział kogoś takiego, jeśli Santuron istnieje, to może istnieć też potwór zwany Julianem, Louis opowiadał mu o jego silę i bezwzględności, jeśli istnienie Juliana potwierdziło by się i rzeczywiście szykował by inwazję, jego kraj byłby w ogromnym niebezpieczeństwie. Jednak postanowił im uwierzyć, lepiej dmuchać na zimne, być przygotowanym na coś, nawet jeśli okaże się nieprawdziwe. Cesarz zastanowił się chwilę po czym rzekł:
- Powiedzmy że wierzę w tę waszą bajeczkę o Julianie, jak go pokonać ?
- Jest jeden sposób miecz Deepa ma wielką mistyczną moc która może zabić Juliana - nawet jeśli używa mocy szmaragdu, po prostu poczekajmy aż nas zaatakuje, jego wielką wadą jest pośpiech w działaniach wojennych. Zapewne uderzy na nas kilkutysięczną armią, pozbądźmy się przywódcy w czasie jego ataku - jego wojska rozproszą się i stracą motywacje do prowadzenia wojny, zapewne będą chcieli uciec z powrotem do swojego świata - powiedział Santuron.
- Powiedzmy że ja skupię się na obronie miasta podczas ataku a wy pozbędziecie się tego Juliana - odpowiedział Cesarz.
- Potrzebujemy odpowiedniego miejsca do treningu, razem z moimi przyjaciółmi udamy się do koszar - rzekł Louis.
W tej chwili pojawiła się postać w białej szacie miała srebrne włosy i świecące się na biało oczy była to Elifia. Jej obecność wszystkich zaskoczyła chociaż Deep i Henry już pamiętali jej oblicze. Zapadła niezręczna cisza, nikt nie wiedział co powiedzieć.
- Witajcie jestem Elifia przybyłam wam pomóc w walce z siłami zła, ale przy okazji szukam tajemnej księgi, była czarna promieniowała dziwną energią czasami nawet płonęła niebieskim żarem.
- Pamiętam że miałam jakąś dziwną księgę, kiedy jej dotknęłam zostałam zamrożona i obudziłam się w świecie justinów - nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Ale czułam jak jej moc odbiera moje siły życiowe - rzekła Jan.
- Obawiałam się tego to może być księga tysiąca ciemności źródło nieskończonego zła musi zostać zapieczętowana - Powiedziała Elifia choć w jej głosie było słychać strach, ale nie chciała im mówić coś ukrywała.
Cesarz wydał rozkaz przygotowania obrony miasta żołnierze stopniowo ustawiali się na murach miał przeczucie że nastąpi atak sił z jakimi nie walczyli od bardzo dawna. Bohaterowie udali się na przedsionek pałacu, odczuwali strach przed nadchodzącą bitwą. Deep odczuwał największy strach w końcu to on miał zmierzyć się z Julianem i zadać mu ostateczny cios. Pamiętał swoją ostatnią walkę z tym potworem, przez szmaragd stał się niezwyciężony. Louis zastanawiał się jaką taktykę najlepiej obrać myślał też jak wiele justinów przyjdzie pod mury miasta w końcu do każdej wojny potrzeba odpowiedniej armii. Rudolf obawiał się co się stało z Davisem i resztą kompanów jak wybrali się do zakazanej strefy, mieli przynieść nowy szmaragd, po za tym nie było o nich słychać od trzech miesięcy albo i dłużej. W końcu podszedł do Elifi i rzekł:
- Mieliśmy przyjaciół Davisa Denisa, Depa, i Bata. Martwię się o nich, czy może wiesz co się z nimi stało ?
- Znam Bata, ale pozostałych nie kojarzę. Co prawda potrafię się teleportować, ale kosztuje mnie to dużo energii mam moc wyczuwającą manę być może zdołam ich odnaleźć.
Elifia skupiła w sobie całą moc po czym teleportowała się Rudolf miał małą nadzieję że wszystko dobrze się skończy. Santuron milczał znał Elifie od wielu lat wiedział o jej wielkiej mocy, niestety nie mogła jej użyć aby kogoś zranić jej magia jest siłą czystego dobra, gdyby nie ten fakt - już dawno pokonała by Juliana.
Tymczasem Davis ze swoimi towarzyszami szedł przez las bez przerwy miał zawroty głowy z tego powodu reszta kompanów zrobiła postój. Davis od razu zasnął miał dziwny sen stał dokładnie w tym samym miejscu ale nie było jego towarzyszy ale widział samego siebie ale jakby zmienionego jego sobowtór miał w ręce szmaragd i przybrał postać Black Anhela.
- Kim jesteś - zapytał davis.
- To nie oczywiste jestem tobą - odbiciem mroku twojej osoby, kimś kto może władać mocą szmaragdu, wydostałem się gdy opuściliście grotę. Żyje wewnątrz ciebie, nie mam materialnej postaci.
- Czego chcesz ?
- Zamiany, abyś ty odszedł do strefy odbicia a ja przejął kontrolę nad twoim organizmem, ale nie mogę tego dokonać bez twej zgody. Lecz wiem czego chcesz pokonać Juliana i ocalić przyjaciół oraz czujesz że bez mojej pomocy nie macie szans. Musisz tylko chwycić szmaragd i wypowiedzieć Anhel wtedy będę tobą.
- Nic z tego nie poświęcę swojej osoby dla innych nie chcę mieć świadomości dwojakiej. Po za tym ci nie ufam użyjesz mocy by skrzywdzić moich przyjaciół.
- Już ci się nie naprzykrzam, jeśli zmienisz zdanie to powiedz.
Davis się obudził co ciekawe był w pełni sił, ale miał przeczucie że to nie był zwykły sen. Miał niejasne wrażenie że kryje się w nim coś mrocznego.
Minęło kilka dni wartownicy na murach zamku - ciągle czekali na przybycie wroga, nagle zabrzmiał dzwon alarmowy, z oddali było już widać wojska wroga. Zza gór wyłaniały się hordy justinów i bestii zwanych ksawerami co wyglądem przypominały wielkie zmutowane justiny o płonących ramionach trzymały w rękach potężne topory. Wróg ustawił machiny oblężnicze i katapulty, ale z oddali mali wojownicy ujrzeli Juliana lecącego na smoku.
Powstańcie wojownicy, zamarznięte pustkowie.
 
Azzy
ty to masz glowe na karku
1st place EC#17
3rd place MoC#3 - Firen Edition
 
Alladyn
Fajnie że ktoś robi opowiadania ;D brakowało tego. Moja mała rada ode mnie. Pisz w wordzie czy czymś co ma korekte bo momentami brakuje przecinów. Poza tym fajne chętnie poczytam więcej.
-----------------------------------------
"Ja pierdole odchodzę z tego gówna w po spowiedzi jestem w wielki piątek się wkurwiłem co za jebana gra elo"~ Pub 2k17
 
As098
Epizod 9 Miasto Basinjang część 3
Henry biegł po schodach, starał się szybko dostać na szczyt muru skąd mógłby lepiej widzieć armie wroga. Przyjrzał się uważnie siłom wroga było co najmniej kilku tysięcy przeciwników, widział że łuczników stojących obok niego odsunęli się aby zrobić mu miejsce, Henry napiął łuk i przygotował strzałę wycelował w Juliana i po czym wystrzelił. Niestety strzała nie dosięgła celu, musiał poczekać na właściwy moment. Tymczasem Louis, John i Deep pomagali odpowiednio ustawić katapulty sojuszniczych oddziałów aby przypadkiem nie uderzyły w mur Louis wydał rozkaz i katapulty zaczęły strzelać potężnymi kamieniami raniąc wrogie oddziały. Wróg też zaczął strzelać z katapult próbując zniszczyć mur aby przedostać się do miasta. Tymczasem Julian chwycił szmaragd kenonu i przemienił się w Deatha zbierał w sobie całą moc aby wytworzyć potężny promień który zniszczy część muru. Henry wiedział że to już właściwy moment namierzył Juliana i wystrzelił wzmocnioną strzałę, lecz Julian lekko się uchylił unikając ataku. Wystrzelił promień mocy - eksplozja zrobiła wyłom w murzę na tyle duży aby jego żołnierze mogli przejść całymi hordami.
- Moi przyjaciele czy jesteście gotowi walczyć u mojego boku nawet na śmierć - rzekł Louis.
- Zawsze byliśmy odpowiedział John.
Deep zacisnął swój miecz w ręce, miał przeczucie że wszystko zależy od tego czy zabije Juliana, serce biło mu jak oszalałe. Tymczasem Dark Knight, Firzen oraz Mitwirjana stali na czelę armii i widzieli że Julian wykonał zadanie. Firzen poprowadził armie na zamek stawiając potężne ksewery na czele. Dark knight spojrzał na Mitwirjane wiedział że to czas na jej bajkę. Otworzyła swoją potężną księgę i znalazła kogoś kto może się pozbyć małych wojowników.
- Dawno temu w starożytnej Japoni istniał tajemniczy wojownik ninja który był wstanie zabić każdego kto stanie mu na drodze - był nazywany Shinobi.
Księga przywołała wojownika był ubrany cały na czarno miał w rękach dwa miecze katana.
- Znajdź i zniszcz małych wojowników - potem przynieś mi miecz Deepa.
- Wedle życzenia moja władczyni.
Wojownik ninja natychmiast stał się niewidzialny po czym pobiegł odnaleźć wroga. Bohaterowie stali przed murem po chwili w wyłomie muru pojawili się bestie ksawery, widocznie wróg chciał wystraszyć ludzi aby szybko uzyskać przewagę. Louis wiedział że wróg jest silniejszy i musiał szybko decydować.
- Łucznicy strzelajcie w potwory, a piechota cofnijcie się do tyłu musimy trochę osłabić te stwory - rozkazał Louis.
Ksawery pędziły do przodu, ale obrywały wieloma strzałami, a niektóre z nich padały. Po jakimś czasie zaczęli walczyć z piechotą, Santuron, Deep i John rzucili się w wir walki a Louis próbował atakować z dystansu. Rudolf szybko użył sztuczki aby stać się niewidzialnym, strach go opętał. Jednak będąc niewidzialnym dostrzegł zakamuflowanego wojownika ninja który mieczem próbował zabić Deepa. Rudolf szybko zaczął rzucać shurikenami aby powstrzymać przeciwnika, on jednak błyskawicznie blokował ataki mieczem i zaczął pędzić w stronę Rudolfa. Zaczęli walczyć ze sobą walka była dość wyrównana niestety Rudolf miał pewien problem kamuflaż kosztuje go dużo energii i niedługo straci niewidzialność co za tym idzie zdolność do zauważenia wroga, jego przeciwnik nie miał ograniczeń many. Stracił siły i został zraniony mieczem przez wroga leżał na ziemi już miał otrzymać ostatni cios, ale ninja oberwał Dyskiem johna który odbił się od jednego z ksawerów - Rudolf ledwo uniknął śmierci, John podał mu butelkę mleka aby się zregenerował. Zza murów pojawili się Firzen i Knight, tuż później za nimi pojawił się Julian. Szmaragd dodawał mu wielkiej siły, ale też szaleństwa szybko zebrał w sobie siły i zaczął miotać kulami raniąc nawet własne oddziały.
- Julian uważaj z tą mocą to są nasi - rzekł Firzen.
Julian spojrzał na niego, ale nic nie odpowiedział, i rzucił się do ataku na wrogów. Z rąk wytwarzał setki czaszek raniących wrogów, mali bohaterowie dostrzegli że mają szanse, Santuron i Louis próbowali zwrócić na siebie uwagę a Deep miał zadać ukryty cios.
- Nie uciekniecie tym razem - krzyknął Julian.
Firzen zaczynał się martwić że od szmaragdu Julkowi odbija szajba - wzruszył ramionami i ruszył do ataku. Louis wiedział że od czasu przybycia Juliana przegrywają, jeśli się go nie pozbędą to wszyscy zginą, szybko ruszył szarżą na wroga przedzierając się przez czaszki to samo robił Santuron jednak zanim podeszli Death szybko powalił ich na ziemię. Deep niestety po drodze natchnął się na Firzena i nie mógł przejść dalej. Julian ścigał Louis już go chwycił ale nagle otrzymał silny cios laserową strzałą. Szybko odrzucił Louisa i zachwiał się ninja zaczął go osłaniać. Julian zebrał w sobie siłę i szybko wystrzelił kilka kul w stronę muru Eksplozja wyrzuciła Henrego po za mur. Nie było wątpliwości Henry był martwy.
- Nie Henry - krzyknął Louis.
John zaczynał tracić nadzieję że wygrają tę bitwę. Ludzie zaczęli się wycofywać, wtedy Jan przybyła ze wsparciem dodatkowych elitarnych żołnierzy. Pojawiła się Mitwirjana ninja podbiegł do niej po czym wrócił do księgi szła przez pole bitwy spokojnym krokiem, wiedziała że poradzą sobie bez jej pomocy. Tymczasem Elifia teleportowała się w stronę lasu czar kosztował ją dużo energii, nie musiała długo szukać po krótkiej chwili znalazła Bata i jego towarzyszy, przyjrzała się uważnie jak Davis trzyma w rękach szmaragd kseonu. Bat spojrzał na dziewczynę, nie widział jej od wielu lat, lecz jej pojawienie zawsze oznaczało kłopoty.
- Odnalazłam was, musimy szybko przedostać się do miasta Basinjang wasi przyjaciele mają kłopoty - powiedziała Elifia.
- Wierze ci ale czy masz w sobie dość many aby nas tam teleportować ?
Davis podał Elifi szmaragd kseonu. Elifia usiadła na trawie i stopniowo odzyskiwała siły, Woody i Dennis byli zdziwieni że Bat i Davis zaufali jej tak od razu, ale już od miesięcy błądzili po lesie i chcieli się z stąd wydostać. Elifia odzyskała swoją moc mali bohaterowie podeszli do niej a Elifia wstała i rzuciła czar i wszyscy się teleportowali do miasta.Louis ze swoją armią wycofali się na drugi wewnętrzny mur, przewaga sił wroga była coraz większa, ostatni wbiegł Deep po czym Louis wydał rozkaz zamknięcia bramy, ale wiedział że zyskają najwyżej parę minut.
- Znowu chowają się za murami, na szczęście mamy chodząca machinę oblężniczą - rzekł Dark knight.
Julian podszedł i utworzył potężną kulę mocy która z hukiem wyłamała bramę eksplodując. potem razem z Firzenem, rycerzem oraz Mitwirjaną poprowadzili atak. Julian wyszedł jako pierwszy przez bramę wiedział że jego zwycięstwo jest już blisko. Zaraz obok małych wojowników pojawiła się Elifia ze swoją drużyną. Davis zabrał jej szmaragd i się patrzył na Juliana.
- Jakieś ostatnie życzenie przed śmiercią - zadrwił Julian
- Jeśli chcesz z kimś walczyć zmierz się z równym sobie - powiedział Davis.
Davis wiedział że to ta chwila, musi uratować przyjaciół nie ważne czy za cenę życia użył szmaragdu i przemienił się w Black Anhela
Wszyscy stali nieruchomo patrząc jak Julian i Black Anhel przygotowują się do pojedynku. Obaj podeszli do siebie patrząc sobie w oczy Davis czuł się jakby to moc miała władze nad nim, on był tylko skromnym przewodnikiem jego. Davis wytworzył potężną kulę mocy, Julian zrobił to samo wystrzelili ją jednocześnie kule zderzyły się ze sobą a ich eksplozja powaliła wielu widzów walki. Anhel szybko biegł w stronę Juliana zadał potężny cios który Julian zblokował po czym z dużą siłą odrzucił Anhela od siebie. Julian teleportował się do przeciwnika i zaczął go okładać pięściami, Anhel szybko chwycił go za ręcę i wyrzucił w stronę muru. Death wstał czuł że trafił na przeciwnika silniejszego od siebie, ale nie potrafił dobrze jej użyć. Zaczął atakować czaszkami a Anhel kulkami miotające się na oślep pociski raniły obie armie aż mali wojownicy położyli się na ziemi aby nie oberwać. Death szybko dostał się za plecy Davisa i potężnym ciosem powalił go na ziemię. - Twoja moc jest imponująca szkoda się marnuję nie potrafisz użyć swojej mocy, kiedy się ciebie pozbędę oba szmaragdy będą moje - zadrwił Julian.
Davis leżał na ziemi, lecz wyzwoliła się w nim furia i potężnym ciosem wybił Juliana w powietrze a potem podskoczył wysoko w jego stronę. Death pozbierał siły i szybko teleportował się do Davisa. Zderzyli się w powietrzu wokoło nich tworzyła się potężna kula mocy która strzelała błyskawicami. Nastąpił wybuch który obydwu odrzucił z potężną siłą a szmaragdy spadały na ziemię. Lecz zanim spadły Mitwirjana biczem energii zagrabiła je do siebie.
- Nadszedł wasz czas - rzekła Mitwirjana po czym otworzyła księgę.
- Dawno temu istniał potężny smok ciemności o imieniu Demongo był wcieleniem najwyższego zła, nienawiści i okrucieństwa. Przybądź i pozwól nam się pławić w cieniu twej potęgi.
Dark Knight czuł dziwny przypływ mocy a szmaragdy wokół niego zaczęły wirować. Tak samo jak zaczął wirować nad nim smok Altimo.
- Powstrzymać ich za wszelką cele !!
Elifia jak wypowiedziała te słowa po czym obie armie rzuciły się na siebie do walki, mali bohaterowie dobiegli do rycerza, w tym momencie zbroja rycerza wybuchła i wchłonęła smoka altimo. Zza błysku czarnej mocy pojawiła się postać był to sam Demongo ale był mniejszy miał tylko dwa metry. Bohaterów ogarnęło przerażanie widzieli potężnego władcę ciemności zdolnego niszczyć światy.
- W końcu powróciłem po tylu latach aby ostatecznie unicestwić ludzi, a wy mali bohaterowie posłużycie za przykład.
Mali wojownicy zostali otoczeni pierścieniem czarnego ognia, po czym Demongo wytworzył czarną kulę cienia i rzucił w małych wojowników. Nagle pojawiła się Elifia.
- Niee!! .
Czarodziejka zablokowała kulę po czym doszło do potężnej eksplozji po niej jak i po wszystkich bohaterach nie został nawet ślad.
- Mali wojownicy zostali unicestwieni nadchodzi nowa era - powiedział Demongo.

Niedługo epizod 10
Powstańcie wojownicy, zamarznięte pustkowie.
 
Walsemore
W sumie to imponujące :P zacząłeś pisać ten utwór jakieś cztery lata temu, dwa lata temu zawiesiłeś projekt. Napisałem do Ciebie wiadomość i wróciłeś do prac.
Ostatnio za dużo działo się u mnie w życiu i dopiero teraz miałem możliwość to przeczytać.
Wiesz co, w sumie to opowiadanie jest takie jak je zapamiętałem - fabuła jest fenomenalna, ale składnia i sposób opisu pozostawiają sobie wiele do życzenia. Nadal jesteś w stanie śmierć jednego z ważniejszych bohaterów zawrzeć w raptem dwóch zdaniach.
W całości ciekawi mnie przede wszystkim, jak zamierzasz wyciągnąć fabułę tak, by z tej całej grzybni wyszło, że jednak dobrzy wygrają xD
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
x1
 
http://www.lf2.pl
As098
Epizod 10 Nowi bohaterowie część 1
- Miasto Basinjang upadło, mali wojownicy przepadli, siły zła zwyciężyły - powiedział Firen przyglądając się stolicy zza wzgórza.
Tuż obok firena stali freeze i Monk, byli zrozpaczeni całą sytuacją, ale wiedzieli że nie mogą się poddać muszą jakoś odbić miasto. Monk zastanawiał się skąd wezmą armię potrzebną do pokonania Juliana. Szli przez las, być może znajdą coś do jedzenia w mieście Tai hom Vigale. Wtedy Monk coś sobie przypomniał, a mianowicie o starożytnej terakotowej armii, być może to pomoże im wyjść z tej całej sytuacji.
- Kiedy byłem dzieckiem dziadek opowiadał mi historie o starożytnej armii, która wiele lat temu została użyta w czasie oblężenia stolicy - to armia mistycznych żołnierzy mogąca pokonywać całe armie.
- Co masz na myśli - rzekł Freeze.
- Kluczem do niej był starożytny talizman, który podarował mi dziadek, ale nie wiem gdzie się podziała mapa, dlatego nie mówiłem wcześniej - powiedział Monk.
- Co nam po tej Historii skoro nie wiemy gdzie jest mapa, do położenia starożytnych wojowników - stwierdził Firen.
Udali się w stronę miasta, po jakimś czasie zbliżał się zmierzch, więc usiedli koło siebie i rozpalili ognisko. Nie bali się że ktoś ich napadnie - nie mieli bowiem wrogów, a z powodu podboju stolicy było zbyt wielkie zamieszanie.
Firen uważnie wpatrywał się w ognisko, brakowało mu swojej mocy ognia, gdyby jeszcze mieli moce, może wtedy nie doszłoby do podboju stolicy. Monk ciągle opowiadał o wojownikach terakotowych, Frezowi nie chciało się słuchać tego.
Nagle zza drzewa wyłoniły się dwie postacie, Firen szybko wstał, ale nagle ktoś strzelił z łuku pod jego stopę. Wtedy ujrzeli Jacka i Sorcera.
- Witajcie jestem Jack Zaroow a to moja mama Egzyda, słyszeliśmy waszą rozmowę o terakotowej armii, mieliśmy mapę ale nie mamy talizmanu. Może wspólnie połączymy siły i odnajdziemy ich.
- Zaroow to naprawdę ty - rzekł Firen.
- Firen nie widziałem cię odkąd skończyliśmy 10 lat. Musieliśmy się wyprowadzić z powodu pożaru naszego domu, przeklęci bandyci. Ale i tak po drodze będziemy musieli zajść do miasta albowiem kończy się nam prowiant.
Monk miał pewne wątpliwości, mogli to być najemnicy Juliana, ale w tej sytuacji warto było zaryzykować. Na następny dzień zgasili ognisko i ruszyli dalej, po kilku godzinach podróży dotarli do miasta. Byli przerażeni miasto bowiem całkowicie opustoszało, a większość budynków została spalona i zniszczona. Czasami było widać jakiś Banditów i Hunterów kradnących co się da. Freze wpiął się na dach budynku tylko dwa budynki nie zostały zniszczone, Jedna to była bogata rezydencja a druga to skromny domek zbity deskami. Po chwili narady jednak poszli do tego skromnego, bogaty był pewnie sprzymierzeńców Juliana. Po kilku minutach dotarli na miejsce, zadziwiający był fakt że dom stał w dosłownie nienaruszonym stanie. Firen zapukał do drzwi, otworzył je podstarzały facet z toporem w ręce, był wysoki na prawie 2 metry, dobrze zbudowany, ubrany był w białą koszulę i krótkie spodenki.
- Czego ? - warknął facet
- Witaj, jesteśmy przybyszami szukamy odpowiedniego miejsca na nocleg bo już zmierz się zbliża - powiedział Freeze.
- Niech wam będzie.
Bohaterowie weszli do mieszkania po czym usiedli w kuchni, żona gospodarza już podawała do stołu, też była wysoka, ale jednocześnie szczupła. Podała już do stołu przygotowała ziemniaki i mielone. Po chwili żona usiadła obok męża po czym wszyscy zaczęli jeść. Rodzice Firzena byli całkiem gościnni, mimo że dość gburowaci. Ojciec nazywał się Mouk a matka Nikasa
- Po tym jak Firzen przeprowadził inwazje na miasto, schowaliśmy się w domu, mieliśmy szczęście że nas nie napadli. Mam nadzieję że też zabili tego niedołęgę Templata, choć dla takiej ofermy śmierć to za mało - burknął Mouk
- Może niepotrzebnie go z domu wyrzuciliśmy - nie mamy teraz komu dokuczać - powiedziała Nikasa.
- Ale przecież Template to wasz syn - powiedział Monk.
- Hahahaha jaki znów syn, znalazłam go w śmietniku jak był niemowlakiem, żałuje że go w tym śmietniku nie zostawiłam - powiedziała Nikasa.
- Template całe życie był ofermą, do żadnej roboty się nie nadawał, a jak już zaczął kraść wyrzuciliśmy go z domu - Powiedział Mouk.
Nikt już niczego nie mówił, choć Firena zbierały nerwy aby przyłożyć temu Moukowi, ale obawiał się że skoro nie ma mocy mógłby przegrać bójkę. Bohaterowie poszli do byłego pokoju Templata, który był teraz przeznaczony dla gości.Pokój wyglądał okropnie, nie miał żadnych mebli, okna a nawet łóżka - tylko stary cuchnący dywan a na nim było kilka kocy. Goście nie byli zadowoleni, Mouk przyszedł do nich i przyniósł kilka leżaków po jednym na każdego. Tłumaczył się że była straszna bieda, po inwazji Justinów. Bohaterowie położyli się na leżakach i przykryli kocami. Freeze zastanawiał się jak Template mógł wytrzymać z tak wrednymi rodzicami - na miejscu Firzena zrównałby ten dom z ziemią a właścicieli wtrącił do lochu o chlebie i wodzie. Jack ciągle rozmyślał o misji, zawsze marzył by ujrzeć terakotowych żołnierzy - po krótkiej chwili położyli się spać.
Bohaterowie obudzili się rano, po czym wyszli z pokoju. Podziękowali gospodarzom za gościnę po czym udali się w stronę lasu, mieli wrażenie że ktoś ich śledzi, ale szli dalej. Według mapy ich celem była zaginiona chińska piramida. Po kilku godzinach drogi pieszo dotarli na miejsce, piramida znajdowała się pod ziemią co znaczy że trzeba było kopać - ale najpierw rozbili obóz. Tymczasem do domu rodziców template wszedł Markhal, musiał się pochylić bo nie mieścił się w drzwiach za nim przyszło kilku marków, oraz szef klanu purpurowej pięści. Mouk siedział spokojnie na fotelu, wiedział bowiem czego szukają.
- Macie to po co przyszliśmy - rzekł szef
- Tutaj masz dokładną mapę prowadzącą do terakotowej armii, moja żona dokładnie ją przekalkowała, nie ukradliśmy jej nim aby nie zaczęli niczego podejrzewać.
- Ci durnie naprawdę myśleli że przejdą przez miasto niezauważeni, mam wielu szpiegów w Tai hom vigale, po za tym Julian dobrze zapłaci za pojmanie Firena i Freza, a pozostałych zabijemy na miejscu.
- Więc możecie zostawić nasz dom w spokoju - powiedział Mouk.
- Wasza chata może tu stać, póki będziecie przydatni, jeśli nie będziecie mi posłuszni zostaniecie zabici.
Tymczasem bohaterowie kopali gołymi rękami, wydawało się to zupełnie głupie ale Jack trawił na jakiś kamień, nagle bohaterowie zapadli się pod ziemię. Spadli kilka metrów w dół byli nieco poobijani, przed sobą widzieli wrota prowadzące do wnętrza piramidy, były srebrne a na środku znajdowała się złota czaszka.
- Podobno w piramidzie czeka wiele pułapek oraz magicznych strażników - Powiedział jack
- Dopiero teraz nam to mówisz - rzekł Freeze.
Monk przyłożył talizman do czaszki po czym wszyscy weszli do środka. Natychmiast wrota zamknęły się za nimi a oczy czaszki zaczęły świecić na czerwono
Powstańcie wojownicy, zamarznięte pustkowie.
 
As098
Epizod 10 Nowi bohaterowie część 2
Cesarz i Jan na własne oczy widzieli śmierć bohaterów obydwaj zaczęli opłakiwać śmierć Louisa, poczuli wielką potęgę zła wszystko za sprawą Mitwirjany oraz przywołanego przez nią potwora Demongo. Ogarnął ich strach jakiego nigdy nie czuli, nigdy nie widzieli takiej mocy, to był początek koszmaru. Jednak nie chcieli się poddawać władzy zła, lecz wojska cesarza szybko słabły siły wroga były przerażające.
- Louis - on przecież nie mógł umrzeć - powiedziała Jan.
- Niestety, ale nie mamy czasu na opłakiwanie go, musimy uciekać z miasta, zanim zostaniemy schwytani. Znam podziemne przejście gdzie będziemy mogli przedostać się na zewnątrz miasta z dala od wroga - rzekł cesarz.
- Mój panie - wróg szturmuje bramę naszego pałacu, na kilka chwil, wrogie oddziały dotrą tutaj - powiedział jeden ze strażników.
Demongo stanął naprzeciwko bramy pałacu, podszedł do niej i jednym silnym ciosem wyłamał bramę. Za nim pobiegli Firzen i hordy justinów, Cesarz wiedział że przyszli po niego i że musi razem z Jan uciekać. Udali się na zachodnią część pałacu, przebiegając przez wielką halę spodkali Demongo i tuż obok niego stojącego Firzena, za nimi byli Justiny.
- Łapać ich żywcem, nie pozwólcie im uciec - krzyknął Demongo. Firzen spojrzał na Demongo i zastanawiał się dlaczego chce mieć ich żywcem. Po chwili ruszył w pościg cesarza i Jan zaczęły doganiać Justiny, więc Jan szybko wytworzyła miecze i zaczęła z nimi walczyć, Demongo miał wpływ na justiny były silniejsze, szybsze i bardziej wytrzymałe na ciosy. Jan zdołała się pozbyć kilku z nich ale szybko nadbiegały kolejne. Na szczęście pojawiła się królewska gwardia. Jan wycofała się do tyłu i zaczęła dalej uciekać, dotarli razem z cesarzem do pokoju, był on skromnie udekorowany herbami oraz złotymi pomnikami. Cesarz czegoś szukał, ukrytego przycisku otwierającego tajne przejście. Niestety tuż za nimi do pokoju wbiegł Firzen.
- No proszę, kogo my tu mamy - powiedział Firzen.
Firzen wytworzył złoty promień, który Jan blokowała kulą, nagle cesarz odnalazł sekretny przycisk, po czym otworzyła się zapadnia i razem z Jan spadli do podziemi, na dnie przepaści znajdowały się materace, dzięki którym przeżyli upadek bez doznania obrażeń.Przed sobą widzieli tunel na którego ścianach widniały pochodnie, prowadził on do sekretnego wyjścia z miasta. Zaczęli biec, jednak tuż za nimi pojawił się Firzen.
- Nigdzie nie uciekniecie - zadrwił Firzen.
Firzen był sam, więc była szansa na pokonanie go Jan szybko wytworzyła miecze i zaczęła atakować, lecz ciosy były blokowane lodową tarczą, następnie potężnym kopnięciem powalił Jan. Ojciec nie mógł stać bezczynnie szybko chwycił pochodnie i uderzył ją w twarz wroga. Firzen odskoczył i zaczął wytwarzać kule ognia i lodu, Jan oberwała lodową kulą, cesarz podbiegł do wroga i atakował go pięściami, udało mu się powalić przeciwnika - ale nie na długo. Firzen błyskawicznie się podniósł i jednym ciosem pięścią powalił rywala na ziemię, podniósł cesarza lewą ręką w górę.
- Jesteście słabi, nigdy nie pokonacie sił mroku - powiedział Firzen.
Jan otrząsnęła się z lodu i miecze zaatakowała wroga w ramię, Firzen czuł że krwawi, wpadł w furie, nie mógł znieść faktu że może przegrać.
- Tacy słabeusze nigdy mnie nie pokonają - nigdy.
Firzen złożył ręce po chwili nastała eksplozja, powaliła Jan i cesarza na ziemię, co gorsza tunel zaczął się zawalać.Cesarz podbiegł i chwycił Firzena za ręce.
- Uciekaj Jan tunel zaraz się zawali szybko.
- Nie mogę cię tak zostawić, powiedziała załamana.
- Nie ma czasu tunel się wali, jeśli zostaniemy wszyscy zginiemy.
Jan zaczęła uciekać po kilku sekundach tunel zaczął się zawalać w ostatniej chwili udało jej się wydostać. Znajdowała się kilka kilometrów od miasta, ale wiedziała że wrogowie szybko zorganizują pościg za nią. Zaczęła biec ile ma sił byle jak najdalej od miasta, była załamana najpierw brat, teraz ojciec czuła że nie ma żadnej nadziei, żadnego pocieszenia, że czeka ją tylko mrok i śmierć.
Firzen wygrzebał się z gruzów, wlókł nieprzytomnego cesarza po czym położył się na materacu, był wyczerpany, ale widział poświęcenie ojca, miłość której on nigdy nie doświadczył, wszystkie jego doświadczenia z ludźmi były złe, wytworzył kilka kul mocy aby zrobić wyłom w ścianie, aby justiny mogły go odnaleźć. Po chwili odnalazła go Mitwirjana i pomogła Firzenowi i cesarzowi się wydostać, to był koniec bitwy miasto ostatecznie upadło. Po chwili pojawił się Demongo, widział że brakuje Jan, więc spytał Firzena czy zginęła.
- Zdołała uciec - powiedział Firzen.
Demongo powalił go silnym ciosem.
- Zapamiętajcie to sobie od teraz ja tu rządzę, nie będzie miejsca dla nieudaczników, nie będzie litości ani łaski ponieważ będzie tylko mój terror.
Firzen się zastanawiał dlaczego Mitwirjana przywołała tego potwora - być może zdoła mu to wyjaśnić. Justiny zabrały cesarza do więzienia Firzen osobiście pilnował więźnia, nie mógł zrozumieć dlaczego Cesarz się poświęcił.
Cesarz siedział w więzieniu patrzył się na Firzena, dlaczego stoi po stronie zła, domyślał się że ma złe przeżycia, albo ktoś skopiował jego moc.
- Dlaczego to robisz, Demongo zniszczy wszelkie życie na świecie, jest ucieleśnieniem okrucieństwa - powiedział Cesarz.
- Nie obchodzi mnie twoje gadanie, wy ludzie potraficie się tylko znęcać nad słabszymi.
- Justiny przyjęli cię bo masz moc Firzena, jesteś dla nich tylko żywą bronią.
Tymczasem obok Firzena pojawiła się Mitwirjana, spojrzeli na siebie.
- To musiało się stać, Demongo jest znacznie silniejszy niż ja, jest po za moją kontrolą, rośnie w nim moc a wraz z nią jego agresja. Dawno temu zawarłam z nim pakt, a podczas bitwy wywiązałam się z tej umowy. Możliwe że zostaniemy ostatnimi ludźmi na tej planecie - powiedziała Mitwirjana.
Firzen odwrócił się i poszedł w stronę zamku, ludzie źle go traktowali ale nie chciał ich zagłady - lecz lepiej jednak być po stronie zwycięzców.
Powstańcie wojownicy, zamarznięte pustkowie.
 
As098
Epizod 10 Nowi Bohaterowie część 3
Drużyna dostała się do tajemnej piramidy, Monkowi jedna rzecz nie dawała spokoju, skąd Jack i Egzygda mieli mapę i dlaczego na siebie trafili, bohaterowie trafili na rozdroże. Jack wyraźnie patrzył na mapę, potężne mury otaczały bohaterów na nich były różne hieroglify. Egzygda wytworzyła płomień unoszący się nad jej ręką rozświetlała otoczenie, po krótkiej chwili byli razem z Jackiem przekonani że trzeba iść prosto. Bohaterowie poszli przed siebie, ale Monk poszedł w lewo, rozglądał się i znalazł kamień, szybko go oszlifował i włożył do kieszeni.
- Monk jesteś tam - powiedział Freeze.
Monk szybko dołączył do grupy, Egzygda wyczuła za pomocą swojej magii pułapki, po za tym na bocznych ścianach były jakieś małe otwory.
- Tu są pułapki musimy być bardzo ostrożni, ja i Jack pójdziemy przodem, wy pójdziecie za nami - powiedziała Egzygda.
Jack i Egzygda szli przodem, wyprzedzili znacznie pozostałych i znaleźli się na drugiej stronie. Freeze postawił krok, niechcący uruchomił pułapkę, nagle z otworów w ścianie zaczęły wylatywać strzałki, szybko zaczęli biec przed siebie, przed nimi uruchomiła się zapadnia a pod nią stalowe kolce. Bohaterowie przeskoczyli nad zapaścią, niestety Monk się poślizgnął i zaczął spadać, jednak Freeze zdołał błyskawicznie go złapać.
- Musisz bardziej uważać, jeszcze trochę a byłoby po tobie - rzekł Freeze.
- Ledwo uszliśmy z życiem, strzały mogły być zatrute - stwierdził Monk.
Rozejrzeli się i wszyscy poszli dalej. Bohaterowie dotarli do następnej komnaty, znajdowały się w niej cztery drzwi, a przy każdym był posąg Firzena. Monk przyjrzał się uważnie, nad wszystkimi drzwiami widniał napis: Mistrz żywiołów potrafi. Na każdym z drzwi był symbol jednego z żywiołów: Ogień, woda, ziemia, wiatr.
- Co to wszystko może znaczyć - powiedział Jack.
- Nie wiem, ale znając poprzednie przejście lepiej żebyśmy się zastanowili, bo znowu wpadniemy w pułapkę - powiedział Firen.
Bohaterowie siedzieli przez godzinę, ale nic nie wymyślili, cała zagadka była zupełnie bez sensu, Firen stracił cierpliwość, podszedł do drzwi z symbolem ognia i otworzył je. Nagle posągi ożyły, zaczęły im świecić oczy na czerwono, każdemu z nich pokryły się ręce jednym z żywiołów.
- Firen idioto coś ty narobił! - krzyknął Freeze.
Firzeny rzuciły się do ataku, każdy strzelał jednym z żywiołów, Firen i Freeze sprawnie unikali ataków, gorzej szło pozostałym. Firen zaatakował pięścią przeciwnika, ale nie dało to żadnego efektu, wróg pozostał niewzruszony, Jack i Egzygda strzelali kulami w przeciwników. ale to nie pomagało, bohaterowie byli w tarapatach, czyżby mieli zginąć w tak głupi sposób. Monk jednak wpadł na pewien pomysł Podniósł medalion i biegł w stronę kamiennego posągu, przyłożył do niego medalion, a posąg się unieruchomił. Jednak kolejny z firzenów strzelił w niego ogniem, Monk oberwał, cios był silny, rzucił medalionem w stronę Freeza.
- Przyłóżcie medalion do każdego z posągów, a się unieruchomią - powiedział Monk.
Monk padł na ziemie, nie był w stanie dalej walczyć. Freeze szybko podniósł talizman musiał szybko wykonać unik ponieważ Firzeny atakowały kolejno ogniem i lodem. Frezowi ciężko było unikać ataków, widocznie przeciwnicy skupiali swój atak na posiadaczu talizmanu. Firen i Jack zaczęli biec w stronę wroga, Freez szybko rzucił w ich stronę medalion, Jack złapał go i przyłożył do kolejnego z wrogów. Zostało tylko dwóch przeciwników, władający wiatrem a drugi ogniem. Połączyli swoje moce i wytworzyli huragan ognia, który zaczął ranić bohaterów, Firen szybko biegł w ich stronę a Jack mu rzucił medalion. Egzygda wytwarzając kulę lodu zaczęła osłaniać Firena. Bohater był już blisko przeciwników, jednak podmuch ognia w jego stronę był bardzo silny, resztką sił udało mu się przyłożyć medalion do przeciwników. Firen padł na ziemię był cały poparzony, szczególnie ręce, to było niezwykłe że wręcz zdołał przeżyć, widocznie jego dawna moc ognia dodała mu odporności.- Firen, jesteś wstanie wstać - powiedział Jack.
- Obawiam się że nie, już dawno nie czułem takiego ognia - odpowiedział Firen.
- Być może będę wstanie uleczyć Firena i Monka ale zajmie mi to trochę czasu - powiedziała Egzygda.
W tym momencie ukazały się nowe wrota, a nad nimi odpowiedź zagadki ,, Potrafi znaleźć rozwiązanie problemu'' wydawało się to głupie, ale kto by rozumiał myślenie starożytnych. Jack i Freeze poszli do kolejnej komnaty, pomieszczenie było ogromne a w nim cała armia terakotowych żołnierzy, po środku znajdował się obelisk a w nim kolejny medalion. Na obelisku wyryty był napis. Tylko ktoś o czystym sercu i szlachetnej duszy będzie mógł chwycić medalion i nie umrzeć. Freeze i Jack mieli obawy, a co jak medalion uzna nas za złych, usiedli koło siebie.- Chyba spróbuje - powiedział Freeze.
Freeze chwycił medalion, nagle z jego wnętrza wyłonił się złoty samuraj z czystej energii, wziął do ręki swój potężny miecz.
- Czy jesteś godzien - powiedział Samuraj.
Zamachnął się na Freeza swoim mieczem, lecz w ostatniej chwili zatrzymał się. Freeze został uznany za godnego, Freeze wchłonął samuraja i poczuł przypływ mocy, czuł się silniejszy niż kiedykolwiek. Medalion już był aktywny, teraz wystarczyło połączyć obie części ze sobą. Tymczasem Egzygda mogła wypełnić swój plan zniszczenia nowych bohaterów wytworzyła kulę lodu i strzeliła ją w Firena, po czym zamarzł - teraz już wystarczył tylko silny cios aby zakończyć jego życie. Egzygda zbierała w sobie siły aby zadać ostateczny cios, lecz Monk przy użyciu odepchnięcia powalił ją na ziemie. Od początku przeczuwał że nie można im ufać, Monk był stary i słaby, ale dobrze znał się na sztukach walki, szybko skrócił dystans i zaczął okładać wroga kolejnymi ciosami w końcu silnym ciosem pięścią ogłuszył przeciwnika. Monk delikatnie zbił lód z Firena i zaniósł go w stronę pozostałych. Wszyscy bohaterowie zebrali się razem.
- Egzygda okazała się być zdrajczynią - powiedział Monk.
- To niemożliwe - stwierdził Jack.
Freeze połączył oba talizmany i połączyły się w jedną spójną całość. Pojawił się obelisk, Jack zauważył dźwignie obok obelisku przeciągnął ją. Otworzył się sufit i podłoga pod nimi zaczęła się podnosić. Razem z armią terakotowych posągów wydostali się na powierzchnie, Monk spojrzał na obelisk tylko podczas pełni księżyca Terakotowa armia mogła się przebudzić, nie było wyboru musieli czekać. Monk położył poparzonego Firena na ziemię, obawiał się że z powodu odniesionych obrażeń umrze. Ręce Freeza zaczęły świecić na złoto, być może zdoła uleczyć Firena przekazując mu połowę swojej nowo nabytej mocy. Freeze przyłożył ręce na czoło Firena i zaczął przekazywać mu swoją energie, jednak połowa to okazało się za mało Freeze bez wahania poświęcił całą moc aby tylko wyleczyć przyjaciela. Firen otworzył oczy, poczuł się lepiej, czyżby odzyskał moc ognia ? Nagle bohaterowie zauważyli że zostali otoczeni przez bandytów purpurowej pięści. Wśród nich ujawnił się ich szef.
- Naprawdę myśleliście że uda wam się przejść przez nasze miasto bez naszej wiedzy ? - Julian dobrze zapłaci za wasze głowy.
Powstańcie wojownicy, zamarznięte pustkowie.
 
Przejdź do forum:
Copyright © LF2 PC 2003-2018