Little Fighter Polish Center - Forum dyskusyjne: Dobry Julian
Facebook
Youtube
 Zobacz temat
Little Fighter Polish Center » Little Fighter 2 » Projekty
 Drukuj temat
Dobry Julian
Walsemore
Hmm, napisałem ostatnio pewne opowiadanko, które teraz prezentuję. Stwierdziłem, że fenomen dobrego Juliana jest na tyle dziwny, iż aż nadaje się na tytuł całej opowieści.
UWAGA! Powieść zawiera treści rasistowskie, seksistowkie, antysemickie, politycznie niepoprawne itd. - przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą
PS. Ja do Romana nic nie mam.... to był nawet całkiem mądry człowiek, zwłaszcza z tym pomysłem, że wakacje powinny zaczynać się w pierwszy piątek po 20 czerwca :P
Rozdział pierwszy - zwykły licealista

Jak wiadomo, w każdej opowieści Julian jest zły – musi być zły, to jego naturalna rola, tak samo jak naturalną rolą dla wilka jest pożeranie babć i Czerwonych Kapturków, choć ten może tak naprawdę wolałby dietę z niższym spożyciem cholesterolu, co oznaczałoby przynajmniej zostawienie babci w spokoju. Jak nad psychiką wilka, tak też nad psychiką Juliana nikt się nie rozwodzi – jest on po prostu zły, dąży do panowania nad światem, gnębi swoich poddanych itp. - taka już jego psia rola.
Trudno określić czas tej opowieści – chciałoby się też dodać, że akcja toczyła się „za górami, za lasami...” - otóż nie! Akcja toczyła się w Polsce, a to z tego prostego powodu, iż przeciętny czytelnik utworu ten język najlepiej zna, dzięki czemu będzie w stanie zrozumieć dialogi. Dla naszego kraju nadszedł mroczny czas – otóż do władzy doszła grupa tyranów, określająca się mianem Małych Wojowników.
No ale cóż, przynajmniej raz odejdźmy od kanwy złego Juliana i stwierdźmy z całą szczerością, że był dobry. Nieistotne na razie to, iż dotąd nie uratował świata przed zagładą, nie ochronił nas przed napaścią obcych, nie uczynił niczego, co trafiłoby na pierwszą stronę „Gazety Wybiórczej”. Dobroć Juliana ukazywała się w zgoła prozaicznych zjawiskach – pilnie uczył się w szkole, pomagał mamie w domu, tacie na komisariacie itp. W każdym razie – to nie wystarczało jego ambitnej osobowości, wykreowanej głównie podczas wielogodzinnego oglądania „Dragon Balla”.
Należałoby dodać, że był człowiekiem skrytym, środowisko go nie akceptowało – może dlatego, że był czarny? Popadł przez to w głęboki kompleks. Żeby nie dostać w ryj od prawdziwych Polaków chodził w czarnej zbroi, co, koniec końców, wcale nie zmieniało jego położenia.
Po wielu latach ćwiczeń (na których opis, szczerze powiedziawszy, miejsca tu brak) Julian znalazł się w liceum. Poszedł do najlepszego liceum w mieście, tak jak nakazywali mu jego rodzice. Uczył się całkiem nieźle, trzeba mu to przyznać. Pieprzony kujon.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień, w którym wystąpi przeciwko panującemu systemowi. Czuł się jak punk, nastroszył nieco włosy na znak walki. No, w każdym razie miał długie włosy, a że ich nie czesał i spał na boku, to w konsekwencji sterczały.
Lekcja matematyki. Pytanie dodatkowe: jeśli kobieta mówi, że ma lat trzydzieści, a jej najlepsza przyjaciółka utrzymuje, iż czterdzieści osiem, to ile lat ma w rzeczywistości? Po wyznaczeniu funkcji, określeniu pochodnej i podstawieniu jej do matrycy, Julianowi wyszło: trzydzieści osiem. Tak, zresztą tyle właśnie ma jego nauczycielka.
Julian nie był do końca przekonany, gdy oddawał klasówkę.
Lekcja historii. Tego przedmiotu nasz bohater nie lubił, nauczał go jakiś człowiek, któremu nadmiar tomów encyklopedycznych nieco zakręcił w głowie. Do tego dochodziła przeszłość pradziadka, o czym w ciągu pierwszego miesiąca raczył wspomnieć jakieś sto trzydzieści siedem razy. Julian patrzył na tego człowieka nieufnym wzrokiem. Nie wiadomo czemu nauczyciel uparł się, by zacząć rok od Rewolucji Bolszewickiej.
- Lenin – wrzeszczał dalej Louis – to najwybitniejsza postać historii świata! Dokonał on...
- Bzdury gadasz – przerwał mu w końcu Julian. - Lenin to dureń. Już nawet Maria Skłodowska-Curie była mądrzejsza, bo mimo że była kobietą, była naukowcem. Jej badania stanowią podstawę budowy mikrofalówki. Kto lubi pizzę z mikrofalówki? - zapytał Julian, na co cała klasa podniosła rękę, prócz Franka, bo to konformista był. - No widzisz pan. I kobiety z gotowania zwolnione, i faceci żarcie dobre mają. A Lenin? Rozkłada się spokojnie w Moskwie.
Louis patrzył na niego z niedowierzaniem. Właśnie przeżył zawał serca, ale Julian nie był tego jeszcze świadomy - trudno cokolwiek rozeznać przez tę srebrną zbroję.
No w każdym razie jeszcze następnego dnia przyszedł do szkoły tak jak zawsze. Nie spodziewał się, że w majestacie prawa zostanie postawiony przed oblicze dyrektora.
- Cóżeś najlepszego zrobił?! - zapytał szef szefów, stary cap epoki Giertychowskiej, po czym dramatycznym głosem dodał. - Kur**?!
- No powiedziałem to, co myślę, czy to znowu taka wielka wina? - Julian wzruszył ramionami
- Ty durniu! Załatwiłeś naszego najlepszego historyka! - ryknął dyrektor, dysząc z wściekłości.
- Bo też jedynego – dodał w myślach Julian. Coś czuł, że i bez tego jego położenie nie jest najlepsze.
- Zostajesz dyscyplinarnie zwolniony z tej szkoły. Zero tolerancji dla Czarnuchów w szkole. Mój dziadziuś miał słuszność, mówiąc o wyższości rasy nordyckiej nad innymi – mruknął dyro pod nosem.
Ochroniarze chwycili Juliana z obu stron i wyprowadzili z gabinetu dyrektora. Zaciągnęli go w jakiś nieznany mu korytarz, w ogóle szkoła sprawiała wrażenie wielkiego labiryntu.
Nagle poczuł nieznośny ból w głowie. Czyżby zapomniał wciąż rannej dawki Apapu? Po chwili zdezorientowania uświadomił sobie jednak, że ktoś strzelił mu w łeb. Oprawcy zostawili go konającego na ziemi, po czym sami wyszli na litra.
Julian jednak wkrótce ogarnął się. „Nie mogę być babą”, pomyślał, wstając na równe nogi. Żądał zemsty. Nadszedł czas mordu.
Nikt nie ma prawa wysyłać go do zawodówki
Edytowane przez Walsemore dnia 19-08-2012 11:54:29
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
x1
 
http://www.lf2.pl
Kuba4ful aka Senpai
Fajnie ci wyszło czekam na następną część.Ile czasu ci zajęło pisanie i wymyślanie tego opowiadania?
 
Capricorn
Dobre - Lubię to :P
 
plef
Zdecydowanie lepsze niż "Warszawska prohibicja". Dobrze się czyta, masz taki lekki styl.
Czekam na więcej. :)
 
Walsemore
Panie i panowie! Lajdys und dżentelmen! Przedstawiam wam rozdział drugi, co prawda miałem go gotowego już wczoraj, ale stwierdziłem, że dwa rozdziały na jeden dzień to za dużo ;s
Uwaga! Rozdział drugi zawiera treści antysemickie, rasistowskie, eurofobiczne itp. Przed przeczytaniem...
Rozdział 2 - żydowskie sztuczki
W Biblii Samson był wojownikiem żydowskim, który złapany przez wrogów (Filistynów?) wstrząsnął filarami budynku, przez co zabił nieprzyjaciół, lecz sam także poniósł śmierć


Gdyby Donald Tusk dysponował urządzeniem mogącym ukazać przyszłość wskazałby właśnie te czasy, by pokazać, że jednak może trafić się gorszy premier od niego.
W każdym razie, jak już stwierdziłem wcześniej, Julian pragnął obalić panującą legalnie tyranię Małych Wojowników, do którychże partii należał także Louis, co niejednokrotnie raczył przypomnieć na swoich lekcjach. Jednak Julian doskonale wiedział, że sam nie zdoła pokonać tego wszechogarniającego zła – w tej walce potrzebował wsparcia, lecz jako odrzutek społeczny nie miał zbyt wielu przyjaciół. Potrzebował kogoś równie nieprzyjętego przez środowisko.
- Witam szanownego klienta. - Henry wyszczerzył złote zęby, gdy zadzwonił dzwoneczek zawieszony u drzwi, lecz jego sztuczny uśmiech wnet spełzł z ust, gdy zobaczył Juliana. - A, to ty. Czego znowu chcesz?
- Henry, słuchaj – powiedział Julian twardym głosem, kładąc rękę na ladzie. Nie lubił atmosfery panującej w tym obskurnym lombardzie – chcę obalić Małych Wojowników. Masz jakiś pomysł?
- Co rozumiesz przez słowo „pomysł”? - zapytał Henry, podchodząc do niego, co jeszcze bardziej mu się nie podobało.
- Coś, co pomogłoby mi w walce – Julian wzruszył ramionami. – Ty zawsze znałeś jakieś sztuczki
- Jak ci się podoba mój nowy kosiportfel? - zapytał Henry, pokazując Julianowi jego własny portfel. Ten wkurzony wnet wyrwał mu swoją własność. - Dlaczego przychodzisz z tym do mnie?
- Bo masz najbardziej przerąbane spośród tych wszystkich, których znam – odparł Julian. - W gorszym położeniu od ciebie są tylko czarni żydzi... albo żydowscy Rumuni?
- Mój dziadek był Rumunem, więc morda...
- No po kimś te kosiportfele musiałeś odziedziczyć
- W każdym razie – westchnął Henry, zdejmując z wystawy łuk, który zdawać by się mogło był takim samym przedmiotem jak tysiąc innych, zastawionych za marne grosze przez Polaczków, którzy później nie mieli pieniędzy, by je wykupić. - Oto łuk mojego trzynaście razy pradziadka, Żydhellma Tella. Do dziś dnia ta broń zachowuje swą sprawność, strzelam sobie z niej do gołębi, które następnie sprzedaję Ahmedowi...
Julian poczuł się niezbyt dobrze. Właśnie zrozumiał, dlaczego mięso w „drobiowym” kebabie u Ahmeda jest takie twarde.
- Otóż rzecz w tym, że z każdym strzałem wyczuwam w sobie wewnętrzny ból...
- Tęsknota za właśnie co straconą strzałą? - zapytał Julian
- Nie, durniu! Otóż ja nigdy nie liczyłem, ile jest strzał w kołczanie, ale z całą pewnością mniej niż ich dotąd wystrzeliłem. Te strzały mnożą się niczym polski dług publiczny! Magia istnieje! Mam jeszcze stare księgi... zresztą, nawet kabała jest czystą magią, albo jak Mojżesz rozwarł Morze Czerwone, to co to było jak nie magia? Magia to moc od Boga!
- Acha, nie ma to jak te żydowskie sprawki... - Julian pokiwał głową z uznaniem
- Cicho, ty antysemito – warknął Henry
- Chcesz mieć problem, białasie?
- Dobra, morda. Masz tu tę księgę, przestudiuj ją. Ja się na magii nie znam, więc ci nie mogę pomóc
Julian opuścił swego przyjaciela, upewniwszy się, czy ma portfel i telefon w kieszeniach.
Wbrew szumnym zapowiedziom dyrektora pozostał w szkole – wystarczyło napisać do Europejskiej Komisji ds Dyskryminacji, by te białasy zostawiły go w spokoju. Tak więc ten młody licealista przystąpił do uważnego badania zakazanej księgi, poświęcał na to każdą wolną chwilę. Opuścił się przez to w nauce, co rodzice raczyli mu niejednokrotnie wypominać, grożąc mu pracą w McDonalds'ie. Nie zwracał na to uwagi, wiedział, że wkrótce będzie miał wszystko albo nic.
- Gniew Samsona – czytał pradawne inskrypcje, przetłumaczone Google Translatorem. - Potężne zaklęcie, stosować tylko w domach dłużników. Cholera, ale ja nie mam dłużników!
Julian spróbował wykonać zaklęcie u siebie w domu, lecz nic z tego nie wyszło. Pożyczył więc Grekowi z klasy dychę, a gdy ten mu jej nie oddał, zrobił mu wjazd na chatę. Pokłócili się, Julian strasznie zdenerwował się i wtedy wykorzystał tenże czar.
Potężny wybuch wyrwał doskonale okrągłą dziurę w suficie domu Greka. Julian patrzył jak oniemiały, nie mogąc uwierzyć we własną potęgę. Grek na szczęście uwierzył w tę wersję, że akurat meteoryt walnął w jego mieszkanie.
- Grecy uwierzą we wszystko, gdy im się zagrozi odcięciem dopłat z Berlina – westchnął ciężko Julian, wracając do lektury. - Już ja wiem, czemu się tak żydkom powodzi w tym świecie. Dobra, co my tu mamy... Dusze Przodków... przyzywa dusze przodków, które ranią przeciwnika... a tak się zaklinali, że nie można naruszać spokoju zmarłych. Do cichego zwalczania kontrahentów...
Następnego dnia Julian stanął w kolejce do sklepiku szkolnego. Musiałby jeszcze długo czekać, gdy nagle przypomniał sobie poznane dzień wcześniej zaklęcie. Stał przed nim jakiś grubas, nie miał więc trudności z wycelowaniem. Machnął ręką...
Na chwilę pojawiła się między nimi czaszka, która odrzuciła tłuściocha nieco w bok, dzięki czemu Julian mógł zająć jego miejsce. Wykorzystał tę sztuczkę jeszcze kilka razy, dzięki czemu wkrótce znalazł się przy okienku.
- Co podać? - zapytała sprzedawczyni znudzonym głosem
- Hamburgera poproszę – odparł Julian
- Z serem czy z rybą?
- No hamburgera... jak sama nazwa wskazuje, z szynką
- Szynki nie ma!
- Szynki... nie ma?!
- Nie ma.
Jak nie mogło być szynki?! Julian wściekł się, strasznie się wściekł, nie zauważył nawet, jak wybuchł Gniewem Samsona
- Fuck – przeklął cicho, zorientowawszy się, że ci wszyscy, którzy nie wylecieli w niebo, gapili się na niego. Coś mu się wydawało, że będzie zmuszony poprosić Henry'ego o grubą kopertę...
Nie. Nie będzie bratał się z tym żydem
Julian drugi raz musiał pisać do Strasburga, i tym razem wygrał, dyrekcja przepraszała go na kolanach. Minęły jeszcze dwa lata nim poczuł, że pojął wszystkie sztuki magiczne.
- Już czas – powiedział sobie, wkraczając do lombardu Henry'ego. Wnet w jego nozdrza uderzył zapach cebuli...
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
raveN
Fajne ; d
 
Walsemore
Witajcie, witajcie, drodzy państwo!
Po dłuższej przerwie powracam, z nowym, trzecim rozdziałem pt "Najsłabsze ogniwo"
Mam nadzieję, że się spodoba :P

- Tak więc twierdzisz, że poznałeś już wszystkie żydowskie sztuczki? - zapytał Henry

- Tak mi się wydaje...
Julian nie wiedział kiedy jakaś potężna siła rzuciła go na ziemię. Usłyszał jedynie typowe dla filmów dalekowschodnich „huo”, które niewątpliwie padło z ust żyda.
- Nauczyłem się tego, gdy Amerykanie przyjechali z misją pokojową – wytłumaczył Henry. - Ażeby nie gnębili nas Palestyńczycy, każdego wyposażono w granatnik, karabin i nauczono sztuk walki. Trzeba w końcu walczyć z antysemityzmem...
- A co z waszym przykazaniem „nie zabijaj”? - zapytał Julian, wyrywając mu z ręki swoje pieniądze
- Jakbyś czytał dokładnie Torę, wiedziałbyś, że to tyczy się jedynie innych Izraelitów. Teraz słuchaj – rzekł Henry konspiracyjnym szeptem, zmieniwszy oczywiście tabliczkę wiszącą na sklepie z „otwarte” na „zamknięte” - jako że napis wykonano w jidysz, ogółowi społeczeństwa nie zrobiło to wielkiej różnicy. - Kurde, jednak teraz pora na twoją kwestię.
- Chcę obalić panującą obecnie w Polsce tyranię – rzekł Julian, a pokój napełnił się patetyczną muzyką. - Tyrania Małych Wojowników musi skończyć się. Niech Polacy wiedzą, że Murzyni też dbają o dobro kraju...
- Tylko po to, by samemu zająć miejsce władcy? - wtrącił się Henry
- To już jest nieważne. Masz jakiś pomysł, jak tego dokonać?
- No cóż – Żydek westchnął ciężko. - Głównym źródłem informacji, a równocześnie jedynym, jest TVN i Gazeta Wyborcza. Jak wiadomo, nie mówią one zbyt często prawdy...
Nagle stojąca w kącie szafa otworzyła się z hukiem i wypadł z niej jakiś człowiek, postać na tyle przeciętna, że nie warto przytaczać o niej więcej informacji ponadto, iż pięć miesięcy ukrywał się w szafie Henry'ego i czekał na sposobność, by się ujawnić.
- Cha, mam cię! - wrzasnął wściekły, trzymając w dłoni dyktafon. - Wrogu narodu! Unii Europejskiej! Partii przenajprawdziwszej! Czas, by dosięgła cię sprawiedliwość! - po tej wzniosłej mowie zniknął tak szybko jak się pojawił, wybiegając przez drzwi.
Julian i Henry patrzyli na niego w zdziwieniu, nie wiedząc, co należy począć. W końcu żyd westchnął ciężko.
- Będę się chyba musiał stąd wynieść... W każdym razie, w obecnej sytuacji pozostałą już tylko jedna reduta oporu...
Nagle włączył się telewizor, jeśli chodzi o ścisłość, stacja TV Trwam. Przedstawiono tam starszego człowieka, wykrzykującego w oburzeniu.
- Bandyci! Służalcy! Jesteście volksdeutschami!

- Niezmordowani w walce o prawo i sprawiedliwość, pozostali wierni swym ideałom mimo niesprzyjających warunków – pospieszył Henry z wyjaśnieniem. - To ostatni bastion prawdy. Tylko dzięki nim dowiedziałem się, że dziadek Woody'ego służył w Wehrmachcie...
- Acha, ciekawe, tylko jak to się ma do naszej sprawy?

- Nijak. Jeśli chcemy pokonać tak potężnego przeciwnika, musimy najpierw rozbić jego najsłabsze ogniwo. W tym przypadku ministra sprawiedliwości

- Freeze'a?

- Dokładnie...

Freeze szczelnie zamknął się w swoim gabinecie, wszak praca nad tak ważną ustawą wymagała największego skupienia. Musiała ona spełniać trzy podstawowe kryteria wolnego państwa: wolność, równość, sprawiedliwość
No cóż, z tymi trzema zagadnieniami zawsze pojawiały się trudności. Chłop feudalny wolny nie był, lecz w obronie jego interesów wystąpił Włodek Lenin. Dzięki niemu zapanowała sprawiedliwość – wszyscy dotychczasowi ciemiężcy wzięli udział w przymusowej wycieczce na Syberię i sami stali się ciemiężeni. Obywatel radziecki był wolny, o ile nie wykonywał określonych czynności, lecz to nie ograniczenie tejże swobody, a jedynie troska, by swymi reakcyjno-burżuazyjnymi wystąpieniami nie zakłócił wolności innych.
Włodziu zabrał bogatym, dał biednym, a i tak byli i biedni, i bogaci. W każdym razie, porządek przez niego stworzony upadł, a jak wiadomo, za komuny było lepiej, lecz Lech nic sobie z tego nie robił. Wprowadził za to w pełni trzecią ważną wartość – równość. Mianowicie demokratycznie wszystkich uczynił takimi samymi debilami.
- Kur** - przeklął cicho Freeze. - Jak ja mam opracować fizycznie istniejącą ustawę według zasad, których sprecyzować nie potrafią od kilkuset lat najtęższe umysły świata? I znowu będą marudzić, że to niesprawiedliwe, że to ogranicza wolność...
Nagle drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem, przez co podskoczył na fotelu. Z bijącym wściekle sercem spojrzał na niezapowiedzianego przybysza
- Elo, ziomek! - zawołał z progu Firen, poprawiając sobie grzywkę.

- Idźstąd, durniu! - wrzasnął Freeze. - Nie chcę cię tutaj widzieć!

- Mam ci przypomnieć, że prawnie jestem na twoim utrzymaniu?

Nagle Freeze zaczął oddychać ciężko, jakby z astmą, po czym wypowiedział chyba najbardziej zużytą w tym universum kwestię

- I'm your father!
- Niee! - wrzasnął Firen, padając na kolana

- To ja powinienem narzekać, idioto, nie ty! Przez problemy z tobą pozbawili mnie teki ministra do spraw rodziny! Minister, który nie potrafi syna upilnować... Od pięciu pokoleń zajmujemy się dystrybucją lodów i wyprawami na biegun! Co ci do łba strzeliło z tym ogniem?

- Fuck the system – odparł Firen, wychodząc z pokoju



- Tak oto wygląda nasz wróg – rzekł Henry, wyłączając Moher Brother
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
Capricorn
Aż sie zachciało włączyć System of a down - Fuck the system xD
 
Walsemore
Uwaga uwaga! Po blisko rocznej przerwie napisałem czwartą część Dobrego Juliana pod tytułem "Polskie Koleje Państwowe"
Krótkie przypomnienie fabuły - Murzyn Julian jest przeciętnym licealistą, a jego przyjaciel żyd Henry prowadzi lombard. Łucznik postanowił nauczyć go żydowskiej magii, dzięki czemu Julian mógł ruszyć do walki z panującą tyranią Małych Wojowników. We dwóch udają się do Warszawy, by pokonać ministra sprawiedliwości - Freeze'a

A oto i rozdział:
Tak jak zostało powiedziane, nasi bohaterowie postanowili obalić legalnie obraną władzę. Czy władza legalnie wybrana słusznie ją sprawuje? Z tym zawsze był problem - pan Adolf w Niemczech zwyciężył w całkowicie demokratycznych i niczym nieskrępowanych wyborach, a i tak jakoś szczególnie pozytywnie wspominany przez historię nie jest. Ot, pomyłka wielu milionów.
W każdym razie nasi bohaterowie nie myśląc długo postanowili pojechać do Warszawy pociągiem. Jak się wkrótce przekonali, popełnili przy tej decyzji poważny błąd.
- Poproszę bilet na Warszawę Śródmieście - powiedział Julian do kasjerki o niezbyt inteligentnym wyrazie twarzy.
- Pociąg przyjedzie za czterdzieści pięć minut - stwierdziła, wystukując coś na ekranie swojego komputera
- Ale ja poproszę bilet na ten pociąg sprzed piętnasty minut - sprecyzował się Julian.
- Acha... no tak, tak, już drukuję. Szkolny?
Gdy już Julian zakupił swój bilet, Henry poprosił o taki sam. We dwóch bez pośpiechu odnaleźli swój peron, po czym usiedli na ozdobionej kutasami ławce.
Po kwadransie nadjechał nareszcie pociąg, który czasy swej świetności przeżywał za panowania Edwarda Gierka. Julian i Henry wsiedli do niego i choć było wiele wolnych miejsc, łucznik zwrócił się do jakiejś kobiety, pokazując swe pejsy.
- Ustąp nam miejsca, biała faszystko.
Biedna kobiecina nie mogła zrobić nic innego jak tylko przesiąść się ze swoimi słoikami na inne miejsce. Nasi bohaterowie usiedli wygodnie, przypatrując się siedzącej naprzeciw nich dziewczynie o niewiarygodnie długich włosach, która podśpiewywała sobie "nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet". Niestety, w tej właśnie chwili do przedziału wszedł kontroler biletów
Na jej szczęście z nieznanych przyczyn pociąg nagle stanął, przez co kanar upadł na ziemię. Z głośników odezwał się głos.
- Przepraszamy za nieplanowane utrudnienia. Podróż zostanie wznowiona najszybciej jak to możliwe.
W pociągu dało słyszeć się zrozumiałe pomruki niezadowolenia. Pracownicy koeli zaczęli roznosić między pasażerami kolorowe cukierki, zaś na ekranach pojawił się Waldemar Pawlak śpiewający "PKP connecting people"
- Za Tuska było lepiej! - krzyknęła jakaś stara babcia
No tak, PKP niewątpliwie łączył ludzi. Julian zastanowił się, jaką nietrwałą rzeczą jest pamięć: pokolenie czasów Donalda Tuska jakoś nie chwaliło sobie jego rządów, a teraz stał się bożkiem przeszłości.
Nasi bohaterowie spostrzegli w tłumie osobnika, który nie pasował do otoczenia w podobnym stopniu co oni. Wyglądał na stereotypowego amerykańskiego tajniaka, a gdy założył przeciwsłoneczne okulary Julian nie miał pewności, czy to tylko jego wyobraźnia utworzyła obok niego napis "deal with it". Co gorsza, zmierzał w ich kierunku.
- Witajcie, panowie - zaczął rozmowę, siadając obok nich
- Witam, witam - odpowiedział Julian, starając się zachowywać pozory normalności. - W czym mogę pomóc?
- Nazywam się Davis. Jestem tajnym agentem amerykańskich służb specjalnych. Przybyłem tutaj z nie mniej tajną misją, narażając przy tym swoje życie.
- Acha - przytaknął Julian na znak, że słucha.
- Chcę się was zapytać... Czy w Polsce panuje tyrania? - Davis szybko przeszedł do sedna sprawy.
- Tak, panuje straszna tyrania - odparł Julian. - Naród jęczy zniewolony w strasznych kajdanach. - Jego ogólnikowa odpowiedźnawiązywała do dziewiętnastowiecznej tradycji walk narodowowyzwoleńczych, kiedy to kilka procent społeczeństwa, szlachtą nazywane, na własne życzenie utraciło możliwość swawolenia, a położenie ponad 90% ludności, czyli chłopstwa, poprawiła się, ale mniejsza o to
- Rozumiem... a czy w Polsce są złoża ropy?
- Zasadniczo to nie, od ruskich większość ściągamy - odparł zdziwiony Julian, nie widząc związku pomiędzy jednym, a drugim pytaniem.
- Acha, rozumiem - Davis pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym wyskoczył z pociągu. Był zły - kretyni w centrali pomylili Polskę z Pakistanem.
W chwilę po tym dziwnym spotkaniu pociąg ruszył. Pracownicy PKP przestali roznosić cukierki, a kto nie zdążył jeszcze otrzymanego zjeść, wyrywano mu go.
Po długim czasie podróży nasi bohaterowie dotarli do celu.
- Warszawa - westchnął z zachwytem Julian, zaciągając się śmierdzącym powietrzem tego brudnego miasta.
Trafili akurat na godziny szczytu - każdy pędził w swoją stronę, udając, że wie, dokąd zmierza. Nagle cały ten wielkomiejski harmider został przerwany przez krótki okrzyk policjanta „stać! Nie ruszać się!”
Ludzie nagle uciszyli się, okrążyli w pewnej odległości filar, przy którym dwaj Arabowie podkładali bombę. Julian i Henry patrzyli jak policjant idzie w ich stronę z bronią gotową do strzału, a oni stali w bezruchu, nie wiedząc, co zrobić.
- Con los terroristas! - zakrzyknął nagle jeden z zamachowców.
Niespodziewanie pojawiła się znikąd muzyka, do której zaczęli tańczyć we dwóch. Po chwili dołączyło się do nich kilku nastolatków spragnionych imprezy.
- I co? - krzyknął ktoś z tłumu w stronę policjanta. - Niekażdy Arab montujący bombę jest terrorystą, ty katolicki homofobie! Może oni, tak jak my wszyscy, chcą się nieco rozerwać?
Julian i Henry rzucili się na ziemię. Nie zdziwili się, gdy na słowa „let them do the harlem shake” bomba eksplodowała.
„Niesamowite, jak to ludzie keirują się schematami”, pomyślał Julian, patrząc na nastolatków w agonii, którzy ruszali kończynami w rytm muzyki.
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
Sirrah
Świetnie się czyta, haha! :D
Per Survival Ad Astra...
 
Capricorn
Con los terroristas!
 
Walsemore
Witajcie witajcie!
Obiecałem następną część na piątek, ale niestety, mnóstwo zajęć spadło na moją biedną głowę, tak więc część piąta Dobrego Juliana pt "Masonery, Delivery" trafia na forum LF2 PC dopiero dziś.
Mam nadzieję w najbliższy piątek wstawić część szóstą, jeszcze nie wiem, pod jakim tytułem.
Tak więc, zachęcam do czytania :)

Nie byłże Davis jakimś przybłędą, o nie! Doskonale wiedział, na czym polegał jego plan, a rozmowa z Julianem i Henry'ym stanowiła jego część.
Tak naprawdę Davis był wielkim cwaniakiem, tylko z pozoru był ślepo oddany sprawie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wyskoczył z pociągu najszybciej jak stało się to możliwe - wszak zmierzał w przeciwnym kierunku.
Knując w swym pustym łbie złożone intrygi zobaczył przez swoje ciemne okulary nóż spadający z burzowego nieba tuż obok niego. "Dziwne rzeczy", pomyślał Davis, rozkładając parasol celem ochrony swojej głowy przed różnymi przedmiotami.
Na jego nieszczęście akurat spadł na niego półtonowy kamień.

Davis nie wiedział, ile minęło czasu. Gdy z trudem rozwarł powieki zobaczył, że znajduje się na jakimś korytarzu, a w jego ramię wbito igłę kroplówki. Wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi, niektórzy wyglądali na lekarzy.
- Gdzie ja jestem? - zapytał słabym głosem.
- W szpitalu - usłyszał odpowiedź
- What the fuck, this is a hospital?! - wykrzyknął już bardziej energicznie, po czym zreflektował się. - To mi bardziej wygląda na jakąś umieralnię.
- Przesadzasz...
Davis z trudem spojrzał na swego rozmówcę, jego szyja została usztywniona, prawdopodobnie w tym celu, aby się nie ruszał. Uśmiechnął się, widząc znajomą twarz.
- Czwarty Mędrzec - wyszeptał szczęśliwy. - Niech moc i potęga będą z naszą lożą!
- Niech będą, Trzeci Mędrcze - odparł Louis. - Jak to dobrze poznać cię osobiście po setkach godzin spędzonych na Skype! Tak więc, już czas sięgnąć po władzę!
Tak, obaj byli członkami Loży Siedmiu Mędrców Syjonu, której celem było zawładnięcie nad światem i wprowadzenie komunizmu. Zostawmy jednak ich ciemne sprawki samym sobie.

- Sytuacja nam sprzyja - stwierdził Henry, wyrzucając puszkę po coca-coli do kosza. - Z zamachu wyszliśmy bez szwanku, a powstało ogromne zamieszanie, media patrzą jedynie na ten dworzec. Chyba nawet jak zabijemy Freeze'a nikt nie zwróci na to uwagi. Nigdy nie rozumiałem tej strategii tuszowania prawdy przez TVN. Nawet jak ktoś zwróci, to przypisze to Arabom, ot, prosta metoda.
Nagle obaj umilkli i stanęli w bocznej uliczce, Henry ukrył swoje pejsy. Oto grupa prawdziwych Polaków w kominiarkach, zbrojnych w siekiery i pochodnie, szła podpalić pobliski meczet celem odpowiedzi na kolejny arabski akt nietolerancji.
- Wiesz co? Zgłodniałem - stwierdził Julian. - Nie chcę wybawiać Polski z pustym żołądkiem.
- Ok, widziałem gdzieś w pobliżu budę z kebabami.
Obaj ruszyli we wskazanym przez łucznika kierunku. Julian miał już wejść do środka kebabowni, gdy nad drzwiami przeczytał napis „kupując kebaba osiedlasz Araba”. Po chwili zastanowienia stwierdził „nie czas na patriotyczne uniesienia”, po czym dołączył do Henry'ego.
- U mnie cienko z forsą - stwierdził łucznik, trzymając na dłoni kilka drobnych monet. - Może u ciebie lepiej?
- Nie mam nic - Julian wzruszył ramionami.
- Ech... dobra, zaczekaj chwilę.
Henry podszedł do kasy, zaś jego przyjaciel rozglądał się na wszystkie strony. Widział ledwo trzymających się na nogach studentów, którzy ostatnim groszem niewydanym na wódkę płacili za ten pokarm Polaka. Ech, i to ma być przyszłość narodu?
Wkrótce łucznik wrócił, ku zdziwieniu Juliana niosąc tacę z dwoma kebabami i garść banknotów.
- Wut? Skąd to masz?
- Wiesz, żydowskie prawa handlu. Kupujesz, sprzedajesz... a pieniądz robi pieniądz.
Po spożyciu tego posiłku wyszli na plac. Henry postanowił poćwiczyć swoją celność, więc aż do zmroku strzelał do gołębi. Jakoś szczególnie nie zdziwił się, gdy po dłuższym czasie przybiegł Turek z kebaba i zebrał drób.
- Widzisz, to się nazywa troska o środowisko - pochwalił go Henry. - Od razu uprzątnął to, co winno być uprzątnięte. W przeciwieństwie do Greenpeace'u coś robi, a nie tylko protestuje
Nie mając lepszego pomysłu na nocleg zasnęli w pobliskim rowie. Następnego dnia obudzili się rześcy i wypoczęci oraz bez portfelów.
- Ale bym se browara walnął - mruknął Julian.
- To niemożliwe. Musisz być dziś w pełni sprawny umysłowo.
Nie zwlekając ani chwili dłużej wsiedli do autobusu. Oszołomieni smrodem wysiedli na odpowiednim przystanku. Powoli, lecz skutecznie dotarli do siedziby swojego ministra sprawiedliwości.
- Teraz albo nigdy - powiedział Henry, otwierając drzwi łomem.
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
Walsemore
Cóż, po dłuższej przerwie publikuję rozdział szósty, napisany zaraz po rozdziale piatym - po prostu dłuższy czas zwlekałem z jego publikacją. Niedługo wezmę się za siódmy i ósmy, ale teraz zachęcam do przeczytania rozdziału VI - minister sprawiedliwości

Co tu dużo mówić, Freeze nie był przygotowany na wtargnięcie intruzów. Siedział przed laptopem w samych bokserkach, opracowując bardzo ważną ustawę, gdy do jego domu wpadły postacie pozytywne tejże historii. Ku ich zdziwieniu, minister sprawiedliwości, słysząc cały ten harmider, nawet nie odkleił wzroku od monitora.
Przyszliśmy pozbawić cię życia, tyranie! - wygłosił Henry patetycznym głosem.
- Acha - przytaknął Freeze nieprzytomnie, klikając myszą. - Panowie, bądźcie tak mili i pozwólcie mi dokończyć pracę, następnie rozpatrzę wasz wniosek.
Najeźdźcy tylko wzruszyli ramionami. Inaczej to sobie wyobrażali, ale cóż, minister to zapracowany człowiek i skoro poświęca im chwilę czasu, należy to docenić.
Zaczęli podziwiać siedzibę swego przeciwnika, nie odchodząc od niego zbyt daleko, by nie zdołał uciec. To dziwne uczucie. Politycy ukazywani w swym środowisku naturalnym zawsze występują w garniturach, a ten tutaj wyglądał jak... człowiek.
- Ok, chłopaki, skończyłem - oznajmił Freeze, składając laptopa, podczas gdy Julian podziwiał jego rybki akwariowe. - Dajcie mi jeszcze chwilę, abym przygotował się do walki, bo nie godzi się, bym walczył w takim ubiorze.
- To ty umiesz walczyć? - zdziwił się Julian
- No a co ty myślałeś? Zw.
Freeze prędko pobiegł schodami na górę. nie kazał na siebie długo czekać, wkrótce powrócił w dość nietypowym stroju, w jakichś niebieskich szmatach.
- Ok, to zaczynamy - rzekł minister.
Wtem stało się coś niezwykłego: ściany pokoju zaczęły zbliżać się ku sobie. Wszystkich bohaterów sparaliżował strach, a gdy Julian chciał uciekać, ściany momentalnie go zgniotły.
Po otwarciu oczu nie dowierzał im.
- O żesz kur**! - zaklął nieestetycznie. - Jestem dwuwymiarowy! Wszyscy jesteśmy!
Wkrótce ściany rozsunęły się, a bohaterowie nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Wtedy na laptopie Freeze'a zaczęła odtwarzać się irytująca muzyczka.
- Weź to wyłącz - warknął Julian
- Jak ja tego nie włączyłem! - zawołał minister, próbując coś zrobić, bo motyw muzyczny nie podobał się także jemu. - Tego nie da się wyłączyć!
Julian już nie czekał, posłał jedną czaszkę, która doszczętnie zniszczyła laptop. Mimo to muzyczka nie ucichła.
Zatem walka została rozpoczęta.
Freeze cisnął lodową kulą w Juliana. Gdy nie przebiła jego pancerza, wymierzył ten atak w Henry'ego, zamrażając go, po czym wyskoczył i z zamachem uderzył w tę bryłę lodu. Wtedy Julian rzucił swe czaszki przeciwko ministrowi, który przez to upadł. Chciał uszkodzić jego piękną szczękę potężnym kopnięciem, lecz gdy Freeze wstał, przez dwie sekundy pojawiał się i znikał niczym Murzyn na pasach, przez co nie można go było uderzyć.
Tę dziwną chwilę wykorzystał minister sprawiedliwości, by wzniecić potężny huragan za pomocą swej peleryny. Gdy Julian i Henry szybowali zamrożeni w powietrzu, zawołał boleśnie.
- Kur**! Moje papiery! Jak ja je teraz uporządkuję?
Lód, w którym został uwięziony Julian, roztrzaskał się na kawałki wraz z upadkiem na ziemię. Ten Murzyn, gdy już się podniósł, migotał przez chwilę, a w tym czasie cisnął kilka czaszek w ministra, który po ich wpływem przewrócił się.
Freeze, rozumiejąc swoją trudną sytuację, pobiegł do kuchni, krwawiąc obficie. Prędko otworzył lodówkę, by wypić mleko i oto nagle wszystkie jego rany zrosły się. Wtem jednak strzelił w niego Henry, przez co minister zaczął kiwać się do przodu i do tyłu. Żyd wystrzelił po raz drugi, lecz wtedy Freeze zasłonił się rękami, przez co strzała złamała się w połowie.
- Panowie - rzekł wyczerpany minister, - Nie wiem, czemu mnie gnębicie... ale litości!
- Zero tolerancji - odpowiedział bezlitośnie Henry. - Jesteś niegodziwym tyranem, czeka cię śmierć!
- Panowie... ale dla mnie życie jest gorszą udręką niż śmierć. Mój syn jest gejem!
Na to obaj wojownicy szeroko rozwarli usta ze zdziwienia. Nie zauważyli nawet jak powrócili do trójwymiaru, a Freeze zaprowadził ich przed drzwi wejściowe, które tak bezecnie zdemolowali. Widniał nad nimi napis "Polska nie Bruksela, tu się gejów nie popiera", napisany piękną kaligrafią oraz faszystowski znak "zakaz pedałowania".
- Ech, nie wiedzieliśmy - wyszeptał ze zgrozą Henry
- Zdarza się - Freeze wzruszył ramionami. - Zaproponuję wam taki układ. Teraz pozostawcie mnie przy życiu. Zgnoimy mojego synka, a następnie wyjaśnię wam, jak obalić Małych Wojowników. Nie żebym był jakimś zdrajcą, po prostu ich nie lubię. Co wy na to?
Bohaterowie pozytywni myśleli długo. W końcu podjęli decyzję, przedyskutowali warunki umowy, a Henry przygotował odpowiedni dokument.
Następny cel: minister rolnictwa.
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
Martin
Dobre to jest! Przeczytałem dwie pierwsze części i jestem pod wrażeniem. Za raz biorę się za kolejne :) twórz tego jak najwięcej :]
 
Walsemore
Pozwolę sobie opublikować część siódmą, czyli pierwszą napisaną w tym roku. Muszę przyznać - nieco specyfika mojego humoru się zmieniła, mam nadzieję, iż odniesiecie się do niej pozytywnie :) Pochwalę się, że napisałem już jedenaście części i zamierzam je regularnie publikować :)
Zatem, rozdział VII - Tymczasem w Radomiu
Zaczynamy!

„Dlaczego ja się dałem na to namówić?” pomyślał Freeze, patrząc smutno przez okno pociągu. „Skoro zmusili mnie, bym najpierw zajął się Deepem, a dopiero później swoim synkiem, to będą w stanie zmusić mnie do wszystkiego, do gejowskiej seks orgii, czy do, o zgrozo, wyjazdu na Podkarpacie”.
Te jego smutne rozmyślenia przerwał zimy, metaliczny głos „witamy w Radomiu, mieście tolerancyjnym na wszystko”. Kiedy wychylił się przez okno zobaczył, że do rzeczonej miejscowości pozostało jeszcze kilka dobrych kilometrów. Widocznie nawet pociągi nie chciały tam jeździć...
Z tego środka transportu Julian, Henry i Freeze wysiedli w szczerym polu, wpadając po kostki w błoto. Cóż, właściwie trudno powiedzieć, że wysiedli, skoro pociąg ruszył kiedy jeszcze stali w nim jedną nogą. Rozejrzeli się wokół: nie zobaczyli prawie nic, jedynie stado wron przelatujące z przeraźliwym krakaniem nad nimi, jakieś miasto daleko przed nimi oraz tablicę wskazującą kierunek „od Radomia”.
- Będziemy zmuszeni przejść ten kawałek pieszo – stwierdził ponuro Julian.
Wbrew pozorom podróż ta przebiegała nad wyraz sprawnie, jedynie minister sprawiedliwości jako rodowity Warszawiak (już jego rodzice wprowadzili się do tego miasta) nie radził sobie z tym nadmiarem błota, ale w końcu i on stanął przed dumnym napisem „Radom wita”.
- Kurczę – rzekł Henry. - Godzina dwudziesta, ledwo zapadła ciemność, a ulice są opustoszałe, jak w środku nocy.
- Mniejsza z tym - rzucił Julian, wyciągając telefon. - Musimy sprawdzić, gdzie znajduje się ministerstwo rolnictwa... Kur*a, zasięgu nie ma.
- Na mnie nie patrzcie, ja tu nigdy nie byłem - Freeze wzruszył ramionami
- Nie pozostało nam nic innego jak tylko wypytywać ludzi - westchnął ciężko Henry.
Ruszyli więc wgłąb Radomia. Miasto wyglądało jak sceneria jakiegoś filmu grozy, wszystkie drzwi były od dawna zamknięte, nie spotykali żadnych ludzi, zaś wiatr przewracał leżące na ulicach śmieci. Niektórzy właściciele domów wywieszali na drzwiach kartki z napisami typu „wyjechałem do Gdańska”, „do Rzeszowa” czy „do Kędzierzyna-Koźle”. Jednak jedna informacja wzbudziła w Henry'ym podejrzenia...
- Wyjechałem do Sosnowca... przecież to niemożliwe! Ktoś się tu ukrywa!
Julian zniszczył drzwi, podśpiewując „z buta wjeżdżam, jednym strzałem wyłamuję zamek”. Freeze jakimś sposobem przywołał bladoniebieskie światło na dłoni.
Intuicja pokierowała ich do kuchni. Nie mylili się - spotkali całą rodzinę skuloną w kącie, jakby cierpiącą na światłowstręt.
- Czego chcecie? - warknął ojciec, po czym dodał. - Nie zadawaj zbędnych pytań.
- Chcielibyśmy dotrzeć do ministerstwa rolnictwa - rzekł Henry.
- Druga w prawo i cały czas prosto – odparł rzeczowo dzikus.
Bohaterowie tylko wzruszyli ramionami, nie widząc sensu w dziękowaniu za odpowiedź. Droga rzeczywiście nie okazała się zbyt skomplikowana po dłuższym czasie stanęli przed majestatycznym budynkiem.
- Wygląda trochę jak moje ministerstwo - stwierdził Freeze - ale moje ministerstwo nie wygląda na opuszczone od dziesięcioleci.
- Mniejsza - rzekł Julian, jednym strzałem wyłamując zamek.
Wnętrze ministerstwa prawdziwie ich zdumiało - wyglądało jak wielka katedra, w dodatku doskonale oświetlone. Na ziemi leżały przewrócone biurka, zaś na żyrandolu huśtał się...
- Deep - zawołał ze zgrozą Freeze. - Czy ty naprawdę aż tak zdziczałeś pod wpływem Radomia?
- Nie - odparł minister rolnictwa, zszedłszy na ziemię i splunąwszy na nią. - To Radom zdziczał pod moim wpływem.
- To nieważne - stwierdził stanowczo Julian. - Przyszliśmy, aby cię zabić!
- Mów za siebie - zaśmiał się opętańczo Freeze, przechodząc na stronę Deepa.
- Jeden czy dwóch, nam to nie robi różnicy - odparł Henry, naciągając cięciwę łuku.
Co tu dużo mówić, walka była zaiste epicka, wszak Deep niespodziewanie dobył miecza. Wszędzie latały kule, strzały, fasadą ministerstwa co rusz wstrząsały potężniejsze zaklęcia - wszystko odbywało się tak jak poprzednim razem, w dwuwymiarze, przy akompaniamencie nie mniej denerwującej muzyki.
Początkowo walka była wyrównana, lecz później strona rządowa zaczęła ponosić druzgocącą klęskę. Ostatecznie po nie wiedzieć którym ciosie Freeze nie podniósł się z ziemi, a Deep zaczął błagać o litość.
- Oszczędźcie mnie! Ja pomogę wam... zniszczyć rząd!
Julian i Henry doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak ta pomoc będzie wyglądać. Mimo to zgodzili się, wszak jeden sojusznik, choćby tymczasowy, jest lepszy niż jeden wróg.
Następny cel: minister finansów
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
Walsemore
Hej!
Oto publikuję rozdział VIII - Mściciel. Trzeba przyznać, trochę mniej skupiłem się tutaj na wątku komediowym, ale mam nadzieję, że się spodoba :)
Ogólnie to pomyślałem co tydzień wrzucać jeden rozdział, ale jeszcze się zastanowię, czy nie będę robił tego szybciej :D

Firen zapłakał nad ciałem swojego ojca. To prawda, był z nim skłócony, co jednak wcale nie znosiło pokrewieństwa między nimi. Zresztą, Firen przechodził ten wiek, kiedy sam nie wiedział, czego chce.
A jednak wiedział. Chciał, by oprawców jego ojca spotkała należyta kara. Wiedział nawet, jak tego dokonać...

- Żydy! Komuchy! Lewaki! Faszole! Antifa!
- Pierwszy Mędrcze, ale ty jesteś tym samym - Davis powstrzymał ten słowotok.
- Ach, no tak - Rudolf zreflektował się. - Macie rację. Cóż, czasami cierpię na rozdwojenie jaźni - zarechotał podle, na co Davis i Louis odpowiedzieli równie głupim rechotem. - Wszystko idzie zgodnie z planem. Nasze bezrozumne narzędzie robi wszystko tak, jak to sobie pomyśleliśmy. Już niedługo, a cała władza w tym kraju wpadnie w nasze ręce!
Tak, wszystko odbywało się zgodnie z masońskim planem. Zaplanowano nawet, by ten głaz spadł na głowę Davisa, aby mógł znaleźć się w szpitalu wraz z innymi Mędrcami. Nie myśl człowiecze, że jakikolwiek twój ruch należy do ciebie! Albowiem już dawno wszystko zaplanowali masoni...

Julian, Henry i Deep wcale nie zdziwili się, kiedy pociąg z Radomia wyjechał o wiele szybciej niż do Radomia. Zmęczony walką Julian westchnął ciężko.
- Kurczę... jeszcze nie tak dawno myślałem, że magia istnieje tylko w filmach i starych grach komputerowych sprzed dwudziestu lat...
- Poczekaj, aż zobaczysz ministra finansów, on to dopiero wyprawia czary - powiedział Deep. - W jego wykonaniu działa nawet krzywa Rostowskiego.

Minęły dwa tygodnie od śmierci ministra sprawiedliwości, a przez ten czas świat zdawał się stanąć na głowie. Stało się to za sprawą obwieszczenia prezesa rady ministrów, który zabronił, w obliczu śmierci jednego ministra i zaginięcia drugiego, osobom spoza Warszawy przebywać w stolicy. Na skutki nie musiano długo czekać - miasto wyludniło się, a wszelkie ogniska kultury wygasły.
- Panie premierze, skąd taki pomysł? - zapytała reporterka w wywiadzie.
- Zostałem wybrany po to, by rządzić, a nie po to, by się zastanawiać – odparł prezes rady ministrów głosem nieznającym sprzeciwu.
Kiedy nieliczni Warszawiacy cofali się powoli do czasów kamienia łupanego wielką uwagę przyciągał Deep - rzesze pielgrzymów przybywały, aby móc obcować z tym wycinkiem ukltury. Oczywiście biedak musiał zmienić imię, a cały ten zamęt utrudniał planowanie zamachu na ministra finansów.
- Ja tam radziłbym pójść na klasykę - stwierdził Julian. - Wpadamy, dajemy w mordę i wychodzimy.
- Tak po prawdzie nie rozumiem waszego sposobu działania - powiedział Deep. - Po co to wszystko? Czy wy wiecie, że w obliczu bieżących wydarzeń w Polsce Władimir Putin jest zaniepokojony o bezpieczeństwo swojego narodu w granicach naszego państwa? Co więcej, według najnowszych badań ponad 80% mieszkańców Polski to Rosjanie?
- I co z tego? - zapytał lekceważąco Julian. - My tu walczymy o wolność, demokrację, równość i braterstwo.
Nagle drzwi ich mieszkania wyłamały się z hukiem, na co wszyscy spojrzeli w ich stronę, gotowi do walki. Z obłoków kurzu wreszcie wyłoniła się postać najeźdźcy...
Skądś tę postać znali, tę mordę... Gość wyglądał nieco jak Freeze, choć jeszcze bardziej kopnięty, mimo iż wydawało się to niemożliwe. Nosił też pewne znamiona podobieństwa do Firena...
- Kim ty jesteś? - zapytał Henry, próbując ocenić jak powinien strzelić.
Nagle agresor złączył ręce i wystrzelił z nich złoty promień. Bohaterzy pozytywni uskoczyli przed ciosem, a ze stolika, przy którym przed chwilą siedzieli, nie zostały nawet drzazgi.
- No kur**, kimkolwiek jesteś, zapłacisz mi za ten stolik! - W Henry'ym odezwały się jego żydowskie korzenie.
- Jestem Firzen! Przybyłem pomścić swojego ojca! - wygłosił najeźdźca.
Julian nawet nie zdziwił się, kiedy ściany mieszkania zgniotły ich wszystkich czterech do dwóch wymiarów, a zewsząd rozległa się denerwująca muzyczka. Kolejna walka rozpoczęła się.
Co tu dużo mówić, każdy wojownik dawał z siebie wszystko. Firzen dysponował potężną magią, zarówno ognia, jak i lodu, przez co przewaga liczbowa bohaterów pozytywnych wcale nie zadecydowała już na początku o ich zwycięstwie. Julian obawiał się, po której stronie opowie się Deep, lecz Firzen był tak ogarnięty gniewem, że nawet nie dał mu wyboru. „Po prawdziwe to tylko Deep powinien cierpieć z tego powodu”, pomyślał Henry, ładując kolejną strzałę.
Wkrótce jednak minister rolnictwa zapłacił najwyższą cenę. Wstawszy po potężnej eksplozji Firzena chciał przyjąć jego złoty promień na swój miecz. Magia ta rzuciła jego bezwładne ciało na ścianę,z której zsunął się w zwolnionym tempie. Już więcej nie wstał. „Cóż, jeden problem z głowy” pomyślał bezdusznie Julian.
Walczył nadal, mając za sojusznika jedynie Henry'ego, lecz walka stawała się coraz trudniejsza, Firzen zamiast męczyć się zadawał coraz silniejsze i celniejsze ciosy.
Julian nawet nie zwrócił szczególnej uwagi, kiedy Firzen kopnął potężnie Henry'ego z wyskoku, słał kolejne czaszki. Łucznik jednak, kiedy upadł na ziemię, zniknął... Firzen zaśmiał się opętańczo.
Julian nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że potrafi żywić tak potężną nienawiść. Wykorzystał wszystkie najpotężniejsze czary, by zadać jak najwięcej cierpienia nieprzyjacielowi. Jeszcze dyszał ze wściekłości i zmęczenia, kiedy wróg wydał swe ostatnie tchnienie.
Ciała Henry'ego nie znalazł.
Dziwne...
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
Walsemore
Widzę, że powieść cieszy się fenomenalnym powodzeniem, zatem publikuję, jak co poniedziałęk, rozdział IX - Powrót Semity :D

Julian był załamany śmiercią swojego najlepszego przyjaciela, a po prawdzie - jedynego przyjaciela. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, widział tylko pustkę. Postanowił przerwać swoje dzieło życia w połowie i wrócić do siebie... nieważne, jakie poniósłby konsekwencje.
Konsekwencje były jednak niespodziewanie banalne - matka nakrzyczała na niego, że nie chodził do szkoły, a przecież matura już wkrótce. Cóż mógł zrobić, zaczął uczęszczać do liceum - przynajmniej jedna dobra rzecz, że Louis stamtąd zniknął.
Nie mógł jednak w żaden sposób pogodzić się z odejściem Henry'ego. Dlaczego jego ciało zniknęło zaraz po śmierci? Może miał przy sobie kilka szekli, więc jego bracia w wierze sprzątnęli je wraz z ciałem? Postanowił to zbadać, więc udał się tam, gdzie Henry za życia zostawił swoją duszę - do jego sklepu.
Zamknął oczy, by móc rozkoszować się tą niezmienioną wonią czosnku. Kiedy je otworzył omal nie zszedł na zawał - stał przed nim... Henry we własnej swej osobie. Żyd nie miał pokojowych zamiarów - bez ostrzeżenia strzelił w jego stronę. Julian odparł agresją na agresję, posyłając w jego stronę dwie czaszki. Henry upadł, a jego ciało nagle zniknęło.
Coś tu nie gra...
Julian postanowił przeszukać sklep. Widział dwie śmierci Henry'ego, a nie ujrzał ciała... to nietypowe dosyć. Otwierał kolejne skrytki i zakamarki, nic nie mogło się przed nim ukryć. Rozwiązanie musi być tutaj... a nawet jeśli, to zasypujące go wraz z otwarciem każdych drzwi stosy banknotów dostatecznie wynagradzały mu ten trud.
W końcu znalazł to, czego szukał - Henry leżał zakneblowany w ciemnej komórce. Julian oswobodził go czym prędzej - żyd wyglądał okropnie, jeszcze gorzej niż zawsze, był wyraźnie wycieńczony.
- No wreszcie - powiedział zmęczony
- Co tu się do diabła dzieje? - zapytał Julian z nadzieją na rozwiązanie tej zagadki.
- Nie wiem... któregoś dnia do mojego sklepu wszedł dziwny gość w niebieskich szatach. W jednej chwili mnie oszołomił, a w drugiej leżałem tutaj a wtedy... on zmienił się we mnie. Następnie trzymał mnie w tej komórce, antysemita jeden...
- Następnie pozbawiliśmy życia ministra sprawiedliwości i jego syna, a następnie ministra rolnictwa - wytłumaczył Julian. - Podczas drugiej potyczki twój sobowtór zginął, nie zostawiając ciała.
- A następnie przyszedłeś tutaj - dokończył Henry, układając pieniądze z powrotem. - Zapewne chcieliście zlikwidować całą Radę Ministrów, nie wiem po co. W każdym razie musimy dokończyć to, co zacząłeś z nim, tego już się nie da cofnąć...

- Zaprawdę powiadam ci: wszelka władza należy do żydów - tłumaczył Henry. - Pieniądze to władza, a pieniądze, jak wiadomo, zostały wynalezione przez żydów i dlatego do nich należą.
- A nie przez Fenicjan? - zapytał Julian, patrząc przez okno pociągu. Trochę nie dowierzał teorii Henry'ego.
- Nie, nie, mój drogi, przez żydów. Dokładnie przez Eliasza Rosenberga, który jest mym dalekim przodkiem. Nie rozumiem tej waszej głupiej naiwności: jak inna rasa mogłaby wymyślić tak genialny wynalazek? To wyłącznie dzieło najlepszej z ras!
Henry swoje tezy wygłosił nieco zbyt donośnie, przez co usłyszeli je łysi przedstawiciele rasy słowiańskiej. Ci krzepcy chłopcy chcieli spuścić żydowi tradycyjny wpierdol, ale ten, widząc niebezpieczeństwo sytuacji, wrzasnął „Antysemityzm! Nietolerancja! Rasizm!”
Wnet policja włamała się przez okno, momentalnie obezwładniając napastników, a przez drzwi wlali się dziennikarze TVNu, którzy na żywo nadawali o polskiej eskalacji nienawiści i szerzącej się nietolerancji oraz o antysemityzmie, prowadzących prosto do holocaustu. Julian i Henry tylko wzruszyli ramionami, wychodząc na Śródmieściu z pociągu.
Miasto popadało w ruinę. Nikt nie rozumiał, dlaczego zakazano przyjeżdżać do Warszawy - jeśli rzeczywiście chciano by egzekwować ten zakaz, nie wpuszczano by pociągów.
- Z tego, co zrozumiałem, chcieliście teraz zabić ministra finansów - stwierdził Henry. - To bez sensu. Teraz, kiedy kraj pogrąża się w anarchii, należy ukręcić hydrze największą głowę - zabić premiera.
- Masz rację - przytaknął Julian.
Znalezienie kancelarii prezesa Rady Ministrów nie było trudne. Nie musieli nawet wyłamywać drzwi, same się przed nimi automatycznie otworzyły.
- Panie premierze! - zawołał donośnie Henry.
Julian nieprzyjemnego uczucia, jak gdyby ktoś zmaterializował się tuż za nim. Kiedy się odwrócił nikogo nie zobaczył. Odruchowo poklepał się po kieszeniach...
- Kur**, gdzie mój portfel?!
- Może tutaj?
W ich stronę dumnie kroczył prezes Rady Ministrów, Woody. Zatrzymał się w znacznej odległości od nich. W dłoni trzymał portfel Juliana.
- Panie premierze, pan kradnie! - zawołał poszkodowany, na co w poprzek gmachu kancelarii przeleciał Kapitan Oczywisty.
- Przyszliśmy cię zabić, tyranie! - zawołał łucznik.
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
Walsemore
Hej!
Oto publikuję już dziesiąty rozdział Dobrego Juliana - Tajemnica Loży. Co prawda mało w nim humoru, ale za to znacznie rozwija fabułę. Mam jeszcze napisaną część jedenastą (gotową od połowy marca), a następne jeszcze nie powstały. Pomysł mam na chyba jeszcze jeden rozdział, co później - zobaczy się.
Tak więc, zachęcam do lektury!

- Mnie zabić? - powtórzył szczerze zdziwiony Woody. - Rudolf, co ty znowu dziwakujesz?
- Jaki znowu Rudolf? - odwarknął Henry, ładując strzałę. - Jestem Henry i przyszedłem cię zmasakrować, lewaku!
Rozgorzała walka, znów tylko w dwóch wymiarach, znów przy tej denerwującej muzyczce. Co tu dużo mówić, Woody nie miał większych szans, wszak siła złego na jednego, a w dodatku nie mógł skupić się na walce zamiast okradać przeciwników - cóż, stare przyzwyczajenia umierają powoli. Nie minęła dłuższa chwila jak Woody leżał na ziemi, błagając o litość.
- Oszczędźcie mnie... a pomogę wam...
- Obalić rząd? - dokończył za niego Julian. Już zbyt wiele razy to słyszał...
- Niee... - wyszeptał tajemniczo Woody, wstając na równe nogi. - Chcę pomóc wam w walce z czymś, o czym nie mieliście pojęcia, z czymś, co stoi ponad tym i każdym rządem. Stawiam tylko jeden warunek - nie tylko oszczędzicie mnie, ale w nowym systemie oddacie mi najwyższą władzę
- Oky - przytaknął Julian. - W takim razie słuchamy cię.
Doskonale wiedział, że trzeba będzie go zabić przy pierwszej nadarzającej się sposobności.
Woody jednak już więcej nie mówił - poszedł wgłąb swojej kancelarii, gdzie otworzył tajemne przejście w podłodze. Bohaterzy pozytywni zdziwili się wielce, lecz szli za swoim premierem, choć ten prowadził ich prawdziwym labiryntem jakby nie chciał, by kiedykolwiek mogli stąd wrócić samodzielnie.
W końcu dotarli do kresu swej wędrówki. Wielce zdziwiło ich to miejsce - wyglądało jak miejsce obrad Parlamentu Europejskiego, onieśmielała ich ta wielkość, a zarazem całe wnętrze zostało wykonane z drewna. Wyglądało na bardzo stare, lecz równocześnie niezniszczone, jakby dopiero odrestaurowane umiejętną ręką.
- Co to kur** jest?! - zapytał prawdziwie po słowiańsku Julian
- Miejsce obrad masońskiej loży - wytłumaczył Woody. - Źródło wszelkiej władzy na świecie, nawet nie łudźcie się, że choćby najdrobniejsze prawo nie wyszło stąd.
- Czyli to jednak prawda... - wyszeptał zdumiony Henry. Nie mógł pojąć, że ktoś prócz jego własnej rasy mógł rościć sobie prawa do władzy nad światem. Po krótszym namyśle uznał, iż to wcale nie burzy jego wyobrażenia o rzeczywistości, wszak większość członków masonerii było żydami - tym zwana żydomasoneria.
Znajdowali się sami w tej sali, lecz akurat głównym wejściem weszła jakaś ważna postać, a za nią mnóstwo ludzi - nikt nie śmiał jej wyprzedzić, a przemieszczała się dostojnym krokiem. Henry poznał ją od razu.
- To ten skur*iel, który mnie związał - wyszeptał.
- Ja, Pierwszy Mędrzec, pozdrawiam was, peregryni - wygłosił władczo. - Spodziewaliśmy się was.
- Louis?! - krzyknął zdziwiony Julian, dostrzegłszy w tłumie swojego nauczyciela od historii. - Co tu robisz?
- A od kiedy jesteśmy sobie na „ty”? - warknął mason. - Dzierżę władzę nad światem, a co mam robić?
- Rybka wypluła haczyk - stwierdził Pierwszy Mędrzec, na co ucichły masońskie szemrania. - Przekonana o swojej wolności sama wpłynęła w ręce rybaka. Aż mnie przeraża wasza naiwność! Jak mogliście uwierzyć, że Woody zdradzi wam nasze istnienie i, pożal się Absolucie, pomoże wam nas zniszczyć? - po sali rozniósł się szyderczy śmiech. - Gdyby nawet cały świat został zniszczony, my przeżyjemy. Dość tego! Pora przejść do porządku obrad! Zniszczyć ich!
Pierwszy Mędrzec tylko wydawał rozkazy, nie zamierzał ich wykonywać. Julian obejrzał się nerwowo - drzwi, którymi weszli, stopiły się ze ścianą, lecz doskonale wiedział, przeczuwał, gdzie się znajdowały.
Musiał działać szybko. Kulę potężną jak nigdy przedtem cisnął w stronę nacierających na nich masonów, po prawdzie zbrojnych jedynie w pięści, ale ich liczba była przytłaczająca.
- Pamiętam drogę! - wrzasnął Henry, szyjąc strzałami na oślep.
Drugą kulą Julian wyłamał ścianę, otwierając przejście. Henry najwyraźniej pamiętał, jak należało biec, prowadził bez zawahania. W tych ciasnych korytarzach masoni nie mogli wykorzystać swojej przewagi liczebnej - głąby.
Julian i Henry wreszcie wyszli na powierzchnię. Ten pierwszy, aby uchronić się przed masonami, cisnął kulą w wyjście, tym samym je zawalając. Siła eksplozji nieco ich odrzuciła, ale przynajmniej byli bezpieczni.
Rozejrzeli się. Nie znajdowali się w kancelarii premiera, a w jakimś miasteczku, wyglądającym jak postapokaliptyczna wizja. Zdezorientowani ruszyli w poszukiwaniu informacji...

- Pierwszy Mędrcze - zameldowali pokornie masoni. - Peregryni uciekli do Sosnowca. Zabarykadowali wyjście.
- Niedobrze - Pierwszy Mędrzec przygryzł wargi. - Musimy sięgnąć po broń ostateczną. Musimy zniszczyć wroga, nie niszcząc ciała.
- Mistrzu... nie mówisz chyba o... - zająknął się przerażony Louis.
- Tak, mówię - oznajmił bezwzględnie Pierwszy Mędrzec. - Wyślijcie na niego Bukorla!
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
 
http://www.lf2.pl
Kuba4ful aka Senpai
To jest tak uzależniające że przeczytałem 5 rozdziałów pod rząd :D
 
Walsemore
Hyhy xD
Teraz publikuję rozdział jedenasty - Wojownik ciemnoty. Mam zamiar na dniach napisać rozdział dwunasty, a jak dalej rozwinie się dzieło? Nie wiem, ale mam nadzieję na wymyślenie błyskotliwego i szybkiego zakończenia :>
W rozdziale tym pojawia się także postać, którą nie można zagrać w Little Fighterze :) to postać tytułowa!
Tak więc, zaczynamy!

Julian i Henry rozpalili ogień w kominku. Nie wiedzieli, co powinni ze sobą zrobić. Znajdowali się w Sosnowcu, daleko zarówno od stolicy, jak i od Siedlec. Zajęli jakieś opuszczone mieszkanie, próbując obmyślić dalszy plan działania.
- Nie rozumiem poczynań Pierwszego Mędrca, cechują się daleko idąca irracjonalnością - stwierdził Henry. - Podszywając się pode mnie dążył do wymordowania kolejnych ministrów, za jego sprawą oddał ducha minister sprawiedliwości oraz jego syn i minister rolnictwa.
- Jak sam stwierdziłeś, gdyby chciał skasować rząd, zacząłby od premiera - wciął mu się Julian - ale nie miał interesu mordować premiera, gdyż jest on masonem.
- Wychodzi na to, że chciał skasować tylko tych ministrów, którzy byli mu niewygodni - wywnioskował Henry. - Obejrzyjmy wiadomości, musimy wiedzieć, co zamierza zrobić wróg.
Włączyli telewizor - akurat mieli szczęście, gdyż zobaczyli w nim mordę Woody'ego.
- Na stanowiska zamordowanych ministrów mianuję swoich zaufanych współpracowników, Tomasza Hajsberga i Karola Szekla - w kadrze ukazały się mordy dwóch uśmiechniętych od ucha do ucha osób, które dumnie trzymały w dłoniach kielnię i pion. - Wiemy też, iż mordercy nie poprzestaną na tych dwóch mordach, zatem wstrzymuje się wszelki ruch kolejowy. Dozwolony będzie jedynie powrót do miejsca zamieszkania, potwierdzony w dokumencie tożsamości.
- Strzelili sobie w stopę - zaśmiał się Henry. - Tym sposobem unieruchomili ministra finansów.
- I co z tego? - zdziwił się Julian. - Znasz go?
- Tak właściwie to on zna mnie - odrzekł Henry. - Mieszka w Siedlcach, w mojej okolicy.
- Nigdy mi o tym nie mówiłeś!
Nagle drzwi wejściowe do mieszkania wyłamały się z hukiem. Stał w nich mały człowieczek dyszący ze wściekłości, z niezrozumiałych przyczyn przypominający Hulka.
- Ty nie mówiłeś nigdy o tym! - wydyszał dziko.
- Acha? - Henry wytrzeszczył oczy. - I co z tego?
- Mówi się „aha” - wrzasnął. - Nie zaczyna się od zdań od „i”!
Najeźdźca rzucił się na żyda z gołymi rękami i zaczął go dusić. Julian, niewiele myśląc, chwycił z łatwością chłopaczka i wyrzucił go przez okno. Minęła dłuższa chwila nim usłyszeli głośne plaśnięcie.
- Kto to kur** był?! - zapytał wstrząśnięty Henry.
- Miał napisane na koszulce „Bukorl” - stwierdził Julian. - Musimy wrócić do Siedlec, wtedy pomyślimy, co dalej.
Ruszyli zatem w drogę do dworca. Musieli jak najmniej rzucać się w oczy, zatem obojętnie minęli zbiegowisko powstałe wokół ciała Bukorla. Już prawie weszli na dworzec, kiedy nagle...
Tuż za ich plecami rozległ się huk tłuczonego szkła. Instynktownie spojrzeli za siebie. Spośród tej kurzawy wyłonił się Bukorl.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał zdziwiony Henry.
- Nie zauważyliście, że jedna literka była o pół centymetra niższa niż pozostałe na tej witrynie? - zapytał szczerze zdziwiony.
- Ty żyjesz? - wydusił z siebie Julian.
- Tak, żyję, i będę żył wiecznie - odparł lekceważąco Bukorl. - Nieważne, co będziecie robić, ja powrócę, by was ustrzec przed waszymi błędami!
Julian rozejrzał się - nikogo nie zobaczył. Złapał więc Bukorla i wyrzucił go najdalej jak tylko potrafił, a potrafił zaprawdę daleko. Po niedługim czasie siedział już z Henry'ym w pociągu.
- Kurczę, ale to w sumie dziwne - westchnął ciężko żyd. - Użyłem magii, by pobiec tą samą drogą, a i tak wylądowaliśmy w jakimś Sosnowcu... Dlaczego?
- Powiedziałeś dwie spacje między wyrazami - wykrzyczał Bukorl, uczepiwszy się z zewnątrz okna pociągu.
Henry chciał się wykazać. Uchylił szerzej okno i dźgnął natręta w oko strzałą - z przyjemnością patrzył jak opadł na ziemię i został za pociągiem.
Nawet nie zaszli do swoich domów, lecz udali się bezpośrednio z dworca do ministra finansów. Otwierał on drzwi nieufnie, ale kiedy zobaczył starego przyjaciela przyjął go z otwartymi ramionami.
- Henry, ty dziadu! - zawołał radośnie. - Nic się nie zmieniłeś! Co cię tu sprowadza?
- Ach, interesy, Johnie - powiedział Henry, wchodząc z Julianem do środka. - Słyszałeś zapewne o śmierci dwóch ministrów?
- Tak - John zagryzł wargi. - Od czasu tych mordów nie mogę spać spokojnie. Na szczęście Woody podjął odpowiednie kroki, by powstrzymać tego szaleńca, kimkolwiek by nie był. Komu mogło tak pokręcić się w głowie, by mordować ministrów?
- Nam dwóm- odparł Henry.
John wytrzeszczył oczy, lecz zaraz Julian pospieszył z wyjaśnieniem. Po wysłuchaniu historii ministrów finansów zamyślił się głęboko.,
- Tak się sprawy mają... Masoni... wiedziałem o nich, lecz nie znałem ich siły. Widocznie wyjście jest chronione magią i dlatego wylądowaliście w Sosnowcu. Jeśli zaś chcecie przeżyć konfrontację z lożą, to nie jest to takie łatwe... Rozpoznaję magię Pierwszego Mędrca...Tylko on może cofnąć z was wyrok śmierci, inaczej loża nie da wam spokoju aż do chwili, kiedy wasze kości rozłożą się bez reszty. I tyle w tym temacie.
Wszyscy trzej podskoczyli, gdy coś uderzyło w okno zamontowane tuż nad ziemią. Był to śliniący się Bukorl.
- Nie zaczyna się zdań od „i”!
Henry popatrzył na niego z politowaniem. Użył swej magicznej strzały, by przebić się przez kuloodporną szybę i śmiertelnie ugodzić Bukorla.
- Kto to był? - zapytał zdziwiony John.
- Element krajobrazu - westchnął Julian.
Freeze bez miecza jest jak Freeze z mieczem, tylko że bez miecza.
x1
 
http://www.lf2.pl
Przejdź do forum:
Copyright © LF2 PC 2003-2018